wzniosłych słów chrześcijanizmu: „Bóg jest sędzia sprawiedliwy, który za dobre wynagradza, a za złe karze“.
Zrozpaczony Tomasz wstał i powlókł się, potykając co kroku, do chałupy, którą mu wyznaczono. Cała jej podłoga była zajęta odpoczywającymi po ciężkiej pracy niewolnikami; zaraźliwe wyziewy napełniały chałupę. Cofnął się Tomasz, lecz mroźna noc i skostniałe, zbolałe od zmęczenia członki zniewoliły go wejść napowrót; okrył się więc kołdrą z łachmanów, rzucił się na zgniłą słomę i zasnął.
Zdało mu się, że siedział na miękkiej murawie nad jeziorem Pont-Chartrin, widział siedzącą Ewę z słodkim, poważnym wzrokiem, i słyszał, jak miłym, pełnym pociechy i nadziei głosem do niego przemawiała.
Głos jej napełnił powietrze miłą harmonją, gojącą rany serca, i rozlał się w przestrzeni jakby muzyka niebieska, zesłana na pociechę cierpiącym i udręczonym. Dziecię podniosło swe duże oczy i zwróciło na Tomasza swój słodki, głęboki wzrok, pełen ożywczego ciepła — i spokój wstąpił do jego serca. Ewa uniosła się w powietrze, nagle rozwinęła białe skrzydła, z których polał się potok brylantowych iskier, przejasnych gwiazdek, uleciała w górę i znikła. Przebudził się Tomasz! A więc to był tylko sen? Niestety, tylko sen!
Wkrótce zrozumiał Tomasz, co go czeka w nowem położeniu. Biegły i doświadczony robotnik, był przytem wiernym i pracowitym. Spokojny, cierpliwy, miał nadzieję uniknąć przez gorliwość i pilność przynajmniej choć w części przykrości. Serce go bolało, gdy widział tyle nędzy, tyle cierpień, tyle niesprawiedliwości; lecz postanowił pracować z religijną wytrwałością i cierpliwością, oddając się w opiekę Bogu, który sądzi wszystkich w Swej sprawiedliwości; pocieszał siebie nadzieją, że może się zjawi jaki środek zbawienia.
Legris, tajemnie śledząc zdolności i pracowitość Tomasza, uważał je za wybieg, choć bardzo korzystny dla siebie; czuł jednak do niego nieprzezwyciężoną odrazę, naturalną antypatję człowieka złego do dobrego. Ile razy napadł ze swą gwałtowną brutalnością na słabszego, widział zawsze przenikliwy wzrok Tomasza z wyrazem wyrzutu zwrócony na siebie. Atmosfera opinji jest tak delikatną, że daje się czuć bez słów, i niema myśl niewolnika, istoty wzgardzonej, może krępować pana. Tomasz tysiącem sposobów okazywał towarzyszom swoim współczucie i litość co dla wszystkich było dziwną nowością, a w panu Legris obudzało podejrzliwą zazdrość. Kupił on Tomasza z zamiarem zrobienia go pewnego rodzaju dozorcą, któremu mógłby powierzyć swoje interesy w czasie wyjazdu z domu; lecz nie znajdując w nim tej nieubłagalnej