Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/345

Ta strona została uwierzytelniona.
341
przez Boecker Stove


ROZDZIAŁ XXXVIII.
Zwycięstwo.

Goniąc często po szorstkiej, ciernistej drodze żywota, czujemy, że daleko lżejby było nam umrzeć, niż żyć.
Męczennik wobec okropnej śmierci znajduje w samem przerażeniu pewną potęgę, dającą mu siły do zniesienia mąk i cierpień. Walka, opór, zapał i odwaga, jakieś ożywcze drżenie, wznoszą jego duszę przed tron Boga, gdzie jest wieczna chwała i odpocznienie.
Lecz z dnia na dzień w ciężkiej, niszczącej, hańbiącej niewoli czuć jak siły zwolna słabieją i nikną, jak każde uczucie tępieje, światło myśli gaśnie w tem powolnem, lecz nieustannem, podlącem duszę doświadczeniu, gdzie życie wewnętrzne upływa kroplami, bez żadnej nadziei na przyszłość... O, to okropnie! to istny probierczy kamień dla czystego złota, jakie się znajduje w sercu człowieka.
Póki Tomasz słuchał pogróżek swego kata i stał przed nim twarzą w twarz, póki w głębi swej duszy miał przekonanie, że ostatnia godzina jego wybiła, serce jego było pełne odwagi, zdawało mu się, że z myślą o niebie, które czuł tak bliskiem, z obrazem Zbawiciela, wytrzyma tortury i żadne męczarnie go nie zastraszą. Lecz skoro tyran się oddalił, wewnętrzny zapał zaczął ostygać, cierpienia zbolałych, pokaleczonych członków zdawały się powiększać; zadrżał na myśl spodlenia, nędzy, które miały trwać przez długie dni, bez żadnej nadziei, bez żadnego zbawienia! O, jakże powolnie wówczas dla niego słońce krążyło po swej drodze.
Jeszcze rany nie były się zgoiły, a Legris kazał go pędzić na pole do pracy. I zaczęła się ciężka praca, udręczenie bez końca, obelgi i wszystko, co tylko może wynaleźć zemsta podłego, niskiego umysłu. Nawet w dostatku i wolności, pomimo wszystkich troskliwych starań, jakże jest wielką, nieznośną draźliwość obudzająca fizyczne cierpienia! Tomasz przestał się już dziwować ponuremu i złośliwemu usposobieniu swych towarzyszów niewoli; bo jego spokój, zadowolenie, zwyczajne mu w ciągu całego życia, zaczęły ustępować przed nieustannem prześladowaniem. Liczył, że w chwilach wolnych będzie mógł się pomodlić; lecz nie miał chwili wolnej. W roboczy czas, Legris bez żadnego względu pędził w pole wszystkich niewolników, nie było dla nich święta, ani odpoczynku. Bo i na co im to potrzebne? Tym sposobem pan ich zbierze więcej bawełny i wygra zakład; a jeżeli od zbytku pracy straci kilku murzynów, więc cóż... kupi na to miejsce innych.
I czyż można byłoby się dziwić, gdyby, otoczony tak grubą ciemnością, stracił spokój religijny, zachwiał się w wierze, która go tak silnie poprzednio podtrzymywała? Bolesne, tajemnicze pytania życia naszego, przygniecenie, spodlenie, cierpienia niewolników, zwycięstwo złego, ciągle dręczyły jego umysł. Tygodnie, miesiące upływały i Tomasz przygnieciony smutkiem, musiał ciągle walczyć. Myśląc o liście, wy-