Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/353

Ta strona została uwierzytelniona.
349
przez Boecker Stove

— Co? jaka nowina pani Kassy? — spytał Tomasz z niepokojem.
— Czy pragniesz wolności, Tomaszu? — spytała.
— Otrzymam ją, gdy się Bogu spodoba! — odpowiedział Tomasz.
— Możesz ją otrzymać nawet tej nocy, natychmiast! — rzekła Kassy z energją. — Chodź!
Tom się wahał.
— Idźmy! — mówiła, zwracając na niego swe czarne, pełne gorączkowego ognia oczy. — Prędko! On śpi snem twardym... Wsypałam mu do rumu to, czego potrzeba, aby sen był długi: szkoda żem nie miała tego więcej, nie potrzebowałabym twej pomocy. Lecz idźmy! Drzwi tylne wpółotwarte, przy nich leży siekiera, przygotowałam ją sama; drzwi do jego pokoju otwarte... Jabym sama wszystko skończyła; lecz moja ręka za słaba... Chodź! chodź...
— Nie, nie! za nic w świecie, pani Kassy — rzekł Tomasz stanowczo, zatrzymując ją.
— Lecz pomyśl o tylu biednych istotach, które jednem cięciem oswobodzimy! Udamy się później gdziekolwiek w błota, na jaką wyspę, tam będziemy żyli wolni. Słyszałam o podobnych rzeczach! O! i jakież życie nie jest lepsze od naszego?
— Nie! — rzekł Tomasz — nie! nigdy złe nie rodzi dobrych owoców. Odciąłbym raczej sobie prawą rękę!...
— Dobrze! więc ja jedna to uczynię! — rzekła Kassy idąc naprzód.
— O, pani Kassy — zawołał Tomasz, rzucając się przed nią na kolana. — Na miłość Zbawiciela, który umarł za nas, nie rzucaj swej duszy na ofiarę djabłu! Zło rodzi tylko zło. Bóg nie wezwał nas do zemsty, powinniśmy cierpieć i oczekiwać Jego miłosierdzia!
— Cierpieć! oczekiwać! — zawołała Kassy. — Czyżem ja nie czekała? Czekam, i głowę straciłam i serca mi zabrakło! Ach! cóżem wycierpiała od niego! co wycierpiało tyle set biednych istot! Czyż nie on cię zbił, okrwawił? O tak! mnie przeznaczono dopełnić tego!... czy rozumiesz?... godzina jego wybiła!... O! wytoczę krew z jego serca!...
— Nie! nie! nie! — zawołał Tomasz, zatrzymując obie drobne jej ręce, konwulsyjnie zaciśnięte w swoich. — Nie, biedna, obłąkana duszo, ty tego nie uczynisz. Miłosierny nasz Zbawiciel nigdy nie przelał niczyjej krwi; ale Swoją poświęcił za nas, za nas występnych. O Boże! wspomóż nas, naucz nas kochać tych, którzy nas nienawidzą; naucz nas postępować drogami Twemi!
— Kochać! — zawołała Kassy z dzikim, obłąkanym wzrokiem. — Kochać! takich wrogów! o! to rzecz niepodobna dla istot z ciała i ze krwi!
— Tak pani, trudno — rzekł Tomasz, wznosząc oczy w górę — lecz Bóg może nam dać tę siłę, a z nią zwycięstwo! Kiedy będziemy mogli kochać wszystkich, modlić się za wszystkich bezwzględnie, nie będzie więcej walki, zwycięstwo pewne! Chwała niech będzie Bogu! — mówił głosem urywanym, wznosząc oczy pełne łez w niebo, z gorącą modlitwą serca.
Głęboka wiara Tomasza, poruszający, słodki ton jego mowy, łzy, modlitwy i boleści, jak rosa niebieska padły na zbolałą a gwałtowną duszę biednej kobiety; ogień jej oczu zagasł, spuściła powieki, Tomasz