Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/354

Ta strona została uwierzytelniona.
350
Chata wuja Tomasza

czuł, że konwulsyjne ściśnienie jej rąk osłabło, i rzekła łagodniej, spokojniej:
— Czyż nie mówiłam tobie, że zły duch mię prowadzi? O wuju Tomaszu! ja się nie mogę modlić. Ach! gdybym mogła..., ach! ja się nie modliłam od chwili, gdy moje dzieci sprzedano!... To, co mówisz, jest prawdą; wiem, że tak być powinno! Ale zacznę się modlić i nie mogę — nie! tylko przeklinam, nienawidzę! — O! gdybym ja się mogła modlić!
— Biedna duszo! — zawołał Tomasz z współczuciem. — Szatan zastawił na ciebie sidła i chce tobą miotać, jak wiatr pyłem. Będę się modlił za ciebie. O pani Kassy, zwróć się ku Chrystusowi! On zstąpił na ziemię, aby leczyć zbolałe serca, aby pocieszyć tych, którzy płaczą!
Kassy była do głębi wzruszona, łzy dużemi kroplami padały z jej oczu.
— Pani Kassy — rzekł Tomasz, wahając się jakiś czas w milczeniu — gdybyś pani mogła stąd uciec... Radziłbym tobie i Ewelinie uciekać, jeżeli to być może bez zabójstwa i przelewu krwi, ale nie inaczej.
— A czy chcesz popróbować razem z nami, ojcze Tomaszu? — spytała Kassy.
— Nie! — odpowiedział Tomasz. — Był czas, kiedym tego pragnął; lecz Bóg objawił mi wolę Swoją i muszę zostać między tymi nieszczęśliwymi i nieść mój krzyż z nimi aż do końca. Dla ciebie tu za wielka pokusa i trudno, abyś w niej wytrwała. Lepiej uciekaj, jeżeli to podobna.
— Nie widzę innego ratunku, jak grób — rzekła Kassy — ptaki, zwierzęta mają swe schronienie; jaszczurki, gadziny nawet mają swe miejsca spoczynku i ochrony; ale my nie mamy! Tam w gąszczu bagien ich psy wytropią nas. Ludzie, zwierzęta, cała natura przeciwko nam, i gdzież mogłybyśmy się udać?
Po chwilowem milczeniu rzekł Tomasz:
— Ten, który zachował Daniela w lwiej jamie, który wybawił troje pacholąt z pieca ognistego, który szedł po morzu i uciszał wzburzone wiatry, jest wiecznie żywy; wierzę, że On was wybawi. Próbujcie, a ja będę się modlił, całą mą duszą będę się modlił za was.
Według jakich praw myśl długo odpychana, nagle się zjawia w nowem świetle i kamień rzucony jako nieużyteczny, nagle przybiera połysk brylantu?
Kassy tyle razy rozbierała w swej myśli wszystkie możebne i prawdopodobne plany ucieczki i zawsze je odrzucała jako niepraktyczne; lecz w tej chwili powstała w niej myśl i wydała się tak prostą, tak łatwą do wypełnienia we wszystkich swych szczegółach, że nadzieja rozjaśniła jej czoło.
— Ojcze Tomaszu, popróbuję! — zawołała nagle.
— Amen — rzekł Tomasz — niech Bóg wam dopomoże.