Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/356

Ta strona została uwierzytelniona.
352
Chata wuja Tomasza

— A cóż w tem dziwnego, sądzę, że to wcale nie powinno cię zatrważać. E, tak... nic! jakieś jęki, uderzenia, jakieś ciała toczące się po podłodze, od północy aż do dnia białego ciągły hałas.
— Ciała tam na górze, na strychu! — rzekł Legris z miną trwożną, przymuszając się do śmiechu — ciała i czyje?
Kassy, podniósłszy na niego swe czarne, ponure, przejmujące oczy, spojrzała takim wzrokiem, że cały zadrżał.
— Czyje ciała, Szymonie? — powtórzyła. — To ty możesz mi powiedzieć... a może nie wiesz sam!
Legris podniósł bicz, lecz Kassy uszła drzwiami, a obróciwszy się, zawołała:
— Połóż się sam w tym pokoju, to się dowiesz dokładniej! Spróbuj! — I zamknęła się na klucz. Legris wściekał się, piorunował, groził, że drzwi wyłamie, lecz po chwilowym namyśle wrócił do salonu cały struchlały. Kassy widziała pomyślny skutek swych usiłowań i odtąd z dziwną przebiegłością prowadziła dalej rozpoczęte dzieło.
Umieściła w dziurze na dachu szyjkę starej butelki; najlżejszy wiatr, napotykając ciasne wejście, cisnął się weń z przeraźliwem, przeciągłem wyciem; a w czasie burzy ostry, głośny przejmujący świst dochodził do uszu bojaźliwych mieszkańców, jakby pomieszane głosy rozpaczy i trwogi.
Niema człowieka przesądniejszego od ateusza. Chrześcijanina uspokaja jego wiara w najmędrszego, wszechmocnego Ojca niebieskiego, który obecnością swoją napełnia próżnię porządkiem i światłością, lecz dla bezbożnika, niewierzącego w Boga, niewidomy świat duchów jest według słów poety hebrajskiego: państwem ciemności grobowych“, gdzie panuje bezład, a światłość staje się ciemnością. Dla niego sferę życia i śmierci napełniają widziadła, pełne grozy i trwogi.
Zetknięcie się z Tomaszem obudziło w Legrisie strunę zupełnie zagłuszoną, zdaje się dlatego tylko, aby w walce ze złem, tak głęboko w nim zakorzenionem, bezpowrotnie zwyciężoną została; ale odtąd modlitwa Tomasza jak iskra elektryczna wstrząsała jego umysłem i budziła w nim bojaźń, z której nie zdawał sobie sprawy.
Chociaż Legris, będąc właścicielem, tyranem, prześladowcą Kassy, sądził, że ma ją bezbronną zupełnie w swej władzy; umysł jego jednak nie mógł się oswobodzić od dziwnego wpływu tej kobiety; bo i najdzikszy brutal, zostając w ciągłych stosunkach z kobietą energiczną, musi nakoniec ulec jej wpływowi. Gdy ją kupił, była jeszcze delikatną, przyjemną, a jednak, nie zważając na to, postępował z nią bez litości, pogardliwie, depcąc jak niewolnicę. Lecz z czasem, kiedy spodlenie, rozpacz, wyziębiły wszelkie uczucia w tej kobiecie i obudziły występne namiętności, wówczas go podbiła i dostała pod swą władzę i bał się jej, choć ją tyranizował. Ten wpływ stał się jeszcze większym, pewniejszym, kiedy wpółobłąkanie nadało słowem i czynem jej charakter dziwaczny, nadnaturalny.
W parę dni po przeprowadzeniu się Kassy, siedział wieczorem Legris w sali przed kominkiem, którego ogień rzucał niepewne, blade światło. Ciemne chmury, pokrywające niebo zapowiadały burzliwą noc,