Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/379

Ta strona została uwierzytelniona.
375
przez Boecker Stove

— Tak — odpowiedział Jerzy zdziwiony, zauważywszy jej pomięszanie.
— Może pan wie... może pan słyszał, że miał on... mulata, imieniem Jerzy?
— A tak, Jerzy Harrys. Znałem go dobrze, ożenił się z panną mojej matki; lecz uciekł i zapewne jest już w Kanadzie.
— Uciekł! o chwała Najwyższemu! — zawołała pani de Thoux.
Jerzy z coraz większą ciekawością i zadziwieniem patrzał na nią.
— To mój brat! — zawołała pani de Thoux, zalewając się łzami.
— Jakto, pani brat?...
— Tak, panie Szelby — i podniosła dumnie głowę. — Jerzy Harrys jest moim bratem!
— Czy być może? — zawołał Jerzy, cofając się i z niedowierzaniem patrząc na panią de Thoux.
— Tak! byłam sprzedaną na Południe, kiedy on był jeszcze małym chłopięciem. Dobry, szlachetny pan mię kupił i zaprowadził do kolonji francuskiej, uwolnił mię i poślubił. Straciłam niedawno mego najlepszego przyjaciela — ze smutkiem mówiła pani de Thoux — wracam do Kentucky z zamiarem odszukania mego brata i wykupienia go.
— W istocie, słyszałem od niego, że miał siostrę Emilję, którą sprzedali na Południe.
— Ja nią jestem. Powiedzcie, proszę was, co się z nim stało, gdzie on?
— Dzielny to był młodzieniec! — odpowiedział Jerzy. — Pomimo wszystkich przeszkód i trudności pozyskał ogromną sławę przez swe zdolności. Mogę o tem panią upewnić; znałem go dobrze, bo wziął żonę z domu naszego.
— I kto jest jego żona? — spytała z niespokojnością pani de Thoux.
— O, to skarb! — zawołał Jerzy. — Rozsądna, pobożna, prześliczna, młoda panna. Moja matka ją wychowała jak własne swoje dziecię, nauczyła ją czytać, pisać, haftować, szyć. A do tego miała prześliczny głos i zachwycająco śpiewała.
— Czy się w domu rodziców pana urodziła?
— Nie! ojciec mój kupił ją, będąc pewnego razu w Nowym Orleanie i ofiarował mojej matce w prezencie. Mogła mieć wówczas od ośmiu do dziewięciu lat. Ojciec mój nigdy nie chciał powiedzieć, ile zapłacił za nią; lecz my przeszukawszy stare papiery, znaleźliśmy kontrakt kupna. Kosztowała go niesłychanie dużo, zapewne z przyczyny zadziwiającej swej piękności.
Mówiąc o tych szczegółach, był Jerzy zwrócony tyłem do Kassy i nie mógł widzieć wyrazu jej twarzy; lecz ona, przerywając mu opowiadanie lekkiem dotknięciem ręki, z wzruszeniem spytała:
— Czy nie wiecie imienia tych, którzy ją sprzedali?
— Niejakiś Simmons, zdaje się, był głównym jej właścicielem; przynajmniej to imię, jeżeli się nie mylę, znajduje się na czele kontraktu.
— O Boże mój! — zawołała Kassy i upadła nieprzytomna na pokład.
Jerzy i pani de Thoux pospieszyli z pomocą, nie pojmując zgoła przyczyny omdlenia. W pospiechu wywrócił Jerzy dzbanek z wodą