zawsze je podzielam, a przynajmniej nie posuwam ich do przesady. Konieczność nas zmusza, musimy albo sprzedać Tomasza i Henrysia, albo się wyrzec całej posiadłości. Haley, nie wiem jakim sposobem, przyszedł do posiadania dokumentu zastawnego na moją plantację; skoro więc nie zdołam się z nim porozumieć, mogą mi zabrać wszystko. Używałem wszelkich sposobów ratunku, szukałem pożyczki, nieraz doznałem upokorzenia — wszystko daremnie, niema ratunku. Czynię to tylko z konieczności. — Haley’emu podobał się chłopak, nie chciał inaczej interesu załatwić, — musiałem się zgodzić. Jeżeli ci tak szkoda Tomasza i Henrysia, powiedz czy lepiej byłoby sprzedać wszystko i pójść w świat o kiju?
Pani Szelby stała przez chwilę, jakby piorunem rażona; później zwracając się do toalety i zakrywając twarz dłońmi, zawołała w najwyższem wzruszeniu:
— O, przekleństwo Boże! Okropne prawo niewoli! Jest to przekleństwo spadające na głowę pana i na głowę niewolnika... Byłam szalona, gdym sądziła, iż można zrobić coś dobrego wobec takiej zasady prawa. Mieć niewolników jest grzechem! Zawsze to czułam, gdym jeszcze była małą dziewczynką, a teraz okoliczności potwierdziły boleśnie moje przekonanie. Mnie się zdawało, że łagodnością, sprawiedliwością, dobrem obejściem, potrafię tak przywiązać do siebie niewolników, iż nie będą tęsknić do swobody... Dziwne szaleństwo!
— Ej żoneczko, widzę, należysz do partji tych, którzy pragną zniesienia niewoli. Zawzięta z ciebie abolicjonistka[1].
— Abolicjoniści wtenczasby mieli prawo mówić, skoroby tak zbadali jak ja stanowisko społeczne niewolników. I cóż oni powiedzą nam nowego? Wiesz przecie, że nigdy nie przyznawałam słuszności niewolnictwu i nigdy nie pragnęłam posiadać niewolników.
— Rozmijasz się przeto ze zdaniem wielu zacnych, nawet pobożnych a rozumnych ludzi. Czy przypominasz sobie słowa pana B., które wypowiedział tydzień temu?
— O panu B. nie chcę nic więcej wiedzieć. Są ludzie uczciwi, którzy rozumieją ową niedolę społeczną, ale również jak my nie mogą nic zdziałać; przecież aby stawać w obronie niewolnictwa, być jej apostołem, trzeba być pozbawionym albo sumienia, albo zdrowego rozsądku. Przecież sam uznajesz niedorzeczność podobnych zasad.
— Prawda, moja droga, przyznaję ci najzupełniejszą słuszność. Tem więcej więc zrozumiesz, że inaczej uczynić nie mogłem, że nie było drogi wyjścia; wolałem więc z dwojga złego wybrać mniejsze.
— O tak, tak! — zawołała pani Szelby, bawiąc się w roztargnieniu zegarkiem. — Na nieszczęście nie mam żadnych kosztowności — dodała zamyślona. — Ileby można dostać za ten zegarek? Zapłaciliśmy zań bardzo drogo. Z chęcią poświęciłabym wszystko, żeby przynajmniej wyratować dziecię Elżbiety.
- ↑ Abolicjoniści, to zwolennicy idei, dążącej do zniesienia jakiego prawa lub ustawy, n. p. karania śmiercią lub tem podobnem. W Ameryce Północnej abolicjoniści starali się o zniesienie niewolnictwa. Dopiero w czasie wojny w roku 1861–1865 udało im się wpłynąć na rząd Stanów Zjednoczonych, tak że w roku 1863 ogłoszono akt emancypacji, t. j. wyzwolenia.