czoną główkę na ramię matki i wkrótce zasnął. Czuła przy swych piersiach dziecię, dziecię jedyne, czuła jego czysty oddech, ogrzewał twarz jej i dodawał jej odwagi. Za każdem poruszeniem dziecięcia jakiś dziwny prąd elektryczny przebiegał po całem ciele matki. Minęła granicę, farmy, gaje i lasy i szła wciąż dalej a dalej, tracąc z oczu znajome jej okolice. Nie zatrzymywała się ani na chwilę, nie odpoczywała nigdzie, a gdy zorza poranna wschód nieba zarumieniła, znajdowała się na prostej drodze, dalekie mile oddalona od wszystkiego, co ją dotąd otaczało.
Jeżdżąc z panią w odwiedziny do sąsiadów, poznała drogę do wybrzeży rzeki Ohio. Powzięła więc myśl przeprawić się przez rzekę do krainy zupełnie jej nieznanej, ale Elżbieta ufała w Bogu, że krokami jej pokieruje. Gdy się już ruch zaczął na drodze, Elżbieta zrozumiała, że przyspieszony jej chód i widoczny niepokój, mogą zwrócić uwagę i obudzić podejrzenie przechodniów; postawiła dziecię na nogi, a poprawiwszy odzież i włosy, postępowała dalej, ale o wiele wolniej. W małym woreczku chowała zapas jabłek i pierniczków, których używała do zachęcenia i podniesienia sił zmęczonego chłopca; od czasu do czasu kulała jabłko po drodze, a Henryś, zapominając o zmęczeniu, gonił za niem, — przy pomocy tego wybiegu uszła jeszcze kilka mil. Wkrótce zbliżyli się do strumienia, który w tem miejscu drogę przerzynał, przedzierając się wśród zarośli. Chłopczyk skarżył się na głód i pragnienie. Zawróciła z wielkiej drogi w zarośle, usiadła na urwistym brzegu strumienia poza kamieniem, i wyjęła z woreczka śniadanie dla swego jedynaka, który się bardzo dziwił i smucił, że matka nic jeść nie chciała. Objąwszy ją jedną rączką za szyję, drugą gwałtem chciał jej włożyć kawałek bułki do ust.
— Nie, mój drogi Henrysiu, twoja mama jeść nie będzie, pókiś ty w niebezpieczeństwie. Nam trzeba iść ciągle dalej i dalej, aż do brzegu rzeki. — Powiedziawszy to, wybiegła z pospiechem na drogę, gdzie już zwolniła kroku, aby nie zwrócić na siebie uwagi przechodniów.
Wszystkie miejsca więcej znajome zostawiła już daleko poza sobą; a jeżeliby kto ze znajomych ją spotkał, liczyła na to, że względy, jakich doznawała w domu swoich państwa, ochronią ją od wszelkich podejrzeń.
Oprócz tego krzepiła się nadzieją, że tylko po długiem wpatrzeniu się można było dostrzec na twarzy jej i syna ślady ich pochodzenia, że zdoła ujść, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Przeto postanowiła zatrzymać się na chwilę w jednej z farm, aby się nieco pożywić i odpocząć, bo w miarę, jak się oddalała od miejsca zamieszkania, zmniejszało się niebezpieczeństwo pościgu, a wstępowała w nią większa otucha i pewność siebie, — i głód zaczął jej dokuczać.
Gospodyni, dobra i rozmowna kobiecina, bardzo się ucieszyła z przybycia Elżbiety, bo mogła się dowoli nagadać.
Odpocząwszy nieco, oświadczyła Elżbieta, iż udaje się na pewien czas do krewnych i pożegnała gościnną gospodynię.
Na godzinę przed zachodem słońca, przyszła Elżbieta do wioski nad brzegiem Ohio położonej, a chociaż odwaga i siły moralne jej nie opuściły, wątłe ciało nie mogło sprostać duchowi; nogi jej popuchły, tak że się ledwo wlokła, a na jej twarzy widoczne było znużenie.
Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.
49
przez Boecker Stove