wili, że skończyła się wojna, drudzy mówili, że dopiero zaczyna się wojna, ale póki ojciec nie wróci z niewoli, nie będzie wiadomo nic.
Dolar skoczył, chleb podrożał. A życie ludzkie staniało i co dzień padały ofiary pogromów. Niosła się rozpaczliwa wieść o deportacji, rozgłaszana przez żebraków, i znaleźli się tacy, którzy uwierzyli pogłosce. Coś podobnego, za morze? Wszyscy potracili głowy. Ojca nie było i Naum, zamiast ojca, tarmosił go za uszy. W popłochu powtarzał plotki. Jedziemy na Madagaskar? Wyglądało to na żart; Dawid szukał w starej geografii. Madagaskar, Madagaskar... jest! Zamieszkują go Malgasze, klimat gorący i wilgotny, główne miasto Tananarive. Tymczasem wrócił ojciec i powiedział, że Nauma otumanili. Nauma, wujka Szmuela, ten również w każdą kaczkę wierzy. Komu będzie się chciało wieźć Żydów taki kawał drogi i do tego zimą? Wszystkich nas to samo czeka. Dostał odłamkiem w żebro, wylizał się jakoś i uciekł z transportu jeńców gubiąc po drodze bandaże. Był na froncie, swoje wie. A całe miasto w panice powtarza byle co. Szwabom sami sobie wierzcie, jak chcecie. O, znowu! Naum w drzwiach wyciągał z kieszeni srebrną cebulę i patrzył, która godzina. Biegał stale zdyszany. Pakować! Nie ma chwili czasu do stracenia. Matka kładła nocne koszule do walizki, pościel ugniatała kolanem w wiklinowym koszu i zamykała na małą kłódkę; później zakłopotana otwierała. Resztę — ubranie na siebie, żywność do plecaka. Ale miednica, szczotki i prymus? Co za los. Kiedy Naum wychodził — ojciec trącał toboły. Ma to zaraz rozwiązać. A matka nie chciała.
Kiedy już cała kamienica spakowana. Ludzie siedzą na walizkach przed rychłym wyjazdem za
Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/101
Ta strona została przepisana.