Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/105

Ta strona została przepisana.

Naum umie powiedzieć, jak będzie, i za to Dawid go kocha.
— Wyśmiać śmierć, a potem zadać śmierć. To — wuj Gedali zasłania oczy i mówi stłumionym głosem — to się w ogóle nie mieści w głowie.
Ojciec wstaje. Otwiera skrzynię, wyjmuje stamtąd list i podaje wujkowi. Spod uchylonego wieka Dawid widzi oprawy starych książek, modlitewniki. Bieleją świąteczne lniane koszule i kaftany.
— Masz. Czytaj, co Hrybko pisze.
Naum unosi głowę i widać, jak jabłko Adama łagodnie porusza się w krtani. Jankiel Zajączek powtarza:
— Niemiecki humor, ciężki humor.
Wuj Gedali czyta list trzymając kartkę daleko od oczu, a mały arkusik drży w ciężkich rękach; i nie mówiąc słowa wychodzi z ojcem na schody. Naum odprowadza ich długim, uważnym spojrzeniem. Przez uchylone drzwi słychać niewyraźne głosy w sieni i krótki, zuchwały okrzyk Fajgi-przekupki, a tutaj mierzchnie światło lampy na stole, ciemnieją twarze i wydłużone cienie skaczą w daremnej ucieczce na ściany, kiedy matka poprawia płomień. Łokcie krawca poruszają się, usta żują cicho jakieś bezradne słowa. Naum siedzi zgarbiony, z pochyloną nisko głową, położywszy przed sobą dłonie. Grube pasmo wełnistych włosów opadło mu na ucho.
W której kieszeni Nauma ukryta jest srebrna cebula i tyka? Tik-tak, tik.
Dawniej, kiedy był mały, chwytał Nauma za spodnie. Na wieży kościoła też jest zegar. Wskazówki na jego tarczy posuwają się szybko, chociaż mierzą ten sam czas. A dziadek przed modlitwą zawsze odkładał zegarek, bo nie można mierzyć czasu poświęconego w myśli Panu Bogu.