Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/128

Ta strona została przepisana.

ledwo sparzona wrzątkiem, pływa po wierzchu. I zwróconą zieleniną okrywają się łachmany nędzarzy, bruki pod murkiem, ulica, gdzie leżą w letargu płasko rozciągnięci ze swoimi puszkami.
Do tych puszek chlustają cienkie pomyje, dar wymuszonej litości.
Nad miastem pochyla się i klęka chuda koza, dar gminy, a wszyscy sięgają z lamentem do jej hojnego cycka. Nad miastem pochyla się chuda koza, którą doją nędzarze, i z jej wymienia sika polewka gminna. Wielkie serce bogaczy w tej polewce rozgotowane, ochłap dla wszystkich, ochłap, którego smaku trzeba umieć się doszukać. Ci, którzy leżą na ulicy, już opchnąć tego nie mogą, nosem im cieknie. Rzygają tymi pomyjkami, potem drzemią cały dzień w zielonej kałuży i bredzą, odrętwieni, znużeni upałem, a do otwartych ust pełzną muchy, sine, wielkie, syte muchy. Kto zesłał muchy? Kto zesłał głód?
Kiedy Żydzi szemrali na pustyni, zesłał im Pan mannę z nieba, zesłał im Pan przepiórki. Przepiórki sfrunęły posłusznie na obóz i głodni chwytali je rękami. To było z wieczora, chwytali je gołymi rękami, a rano ziarno okryło ziemię, jak szron. Ich krzyk wzniósł się do nieba. „Man hu?” Co to jest? Jedli, nie wiedząc co. Jedli i chwalili Pana, nie wiedząc za co. Przez sześć dni zbierali man hu, ale nastał dzień siódmy, dzień święty, sobota, i zabrakło ziarna na polu.
— Rachmunes, gite menszn, rachmunes, rachmunes!
Nie słyszeć tego krzyku. Ogłuchnąć, na wieki. Ale czy można zatkać uszy i tak chodzić cały dzień? Głowę miał lekką i pustą jak...
— O, bańka mydlana.
A kto tam znów ukazał się w oknie? Bielutkie