Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/156

Ta strona została przepisana.

pętaków pozbieranych z całej Syberii. Z workami, rozstawieni, czekają. Żeleźniak z furą za rogiem. A Felek sam w bramie. Nawet nie rozejrzał się dobrze. Łubudu, pierwszy worek. Odbieram, spuszczam, Jajeczny dyguje do bramy. Drugi worek i w tym miejscu rura się zatyka. Co jest? Patrzę z góry, a tam polikier galopkiem. Oj, gorąco i praojciec Jakub nie spocił się tak na drabinie jak ja, licząc szczeble do nieba. Felek Piorun woła do swoich: „Odjazd, archanioł kikuje!” Dopiero, jak cieć ściągnął mi na łeb polikiera. A ja tego archanioła widziałem z góry cały czas, jak się kręcił między nimi. Tylu ich było... Jedną nogą na murze, drabina pode mną trzeszczy, metrowy worek trzymam, a kawał szkła przebił kołdrę i drasnął kolano. Ani zejść, ani zostać. Co robić, nie wiem. Trąbię: „Stać!” Sitwa Pioruna zbaraniała. Stoją. Z workami w ręku. Tu ja, tu mur, tu worki, a polikier gnatem macha. Piorun tropnął się, że nie regularna chatranka, tylko jeden niewinny frajer z niebieską dupą napatoczył się na ciecia, który mu drogę pokazał — i z tyłu do niego. Polikier pokorniutko już. „Panowie, co wy wyrabiacie? Mnie przez was mundur odbiorą. Ze służby wyrzucą, pod sąd oddadzą.” W ten deseń, niech skonam. Ja z góry: „Żeby tylko na tym się skończyło.” A Felek z dołu dmuchnął w swoją starą dudkę: „Skórę z ciebie zedrę, nie tylko mundur!” Polikier popatrzył na sitwę. A oczy takie. Łaziki, kociumiarze, buchacze bojdekowi, skąd się da pozbierani, z całego miasta. Jeden może pigułę połknąć, wszystkich nie zatacha do kwaczu. Sam? Z tym pistolecikiem? „Panowie, jak żandarmi was nakryją z tymi workami, to co ja im powiem?” Zmiękł salceson, dobra nasza. Jeden worek, drugi, ja rąk nie czuję, Jajeczny dźwiga do bramy, a Fe-