wiając za sobą zgliszcza, aż dostali się do małej powiatowej mieściny, skąd Niemcy wysłali ludność getta transportem do Warszawy.
Wszyscy czworo pukali do drzwi, skarżyli się stojąc w sieni. Nahum i Szulim dźwigali wielki zwój, który unieśli w ucieczce.
— Spryciarze, wzięli się na sposób. — Chaskiel-stróż mówił na ich widok: — Pukają do serc zasłaniając się Torą. Kto da więcej?
Pożar jeszcze długo oświetlał ich pociemniałe twarze, odbijał się dzikim błyskiem w oczach.
W ruinach na Walicowie dniem i nocą koczował tłum żebraków i wśród nich znaleźli miejsce przesiedleni. Klecili paleniska z cegieł, pod osłoną wyburzonych nor rozkładali barłogi. Po wodę szli do kamienicy i zimne noce przesypiali na klatkach schodowych; z czasem zajmować zaczęli mieszkania opuszczone przez zmarłych na tyfus, zamorzonych głodem. Przygarniał ich reb Icchok w nielegalnej bóżniczce na Ciepłej, gdzie rozkładali się pokotem w ciasnocie i rejwachu na deskach Bimy i pod wielką Arką, roniąc wszy na zbutwiałe ze starości makaty. Reb Icchok robił starania w Judenracie o kartki żywnościowe dla przesiedlonych i zawartość skarbon przeznaczał na ich posiłki z kuchni gminnej; a pewien piekarz z Grzybowskiej, po tamtej stronie muru, wysyłał swe dzieci parę razy w tygodniu z chlebem na Ciepłą, aby stary rabin mógł dokonać rozdziału. Wielu wolało swoje legowiska w ruinach od ciasnoty małej bóżnicy i wracali na Waliców, gromadząc skąd się da graty i starzyznę, materace, skorupy.
Na rozciągniętych sznurach schła przepocona odzież. Powiewała na wietrze bielizna, kołdry, ko-
Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/175
Ta strona została przepisana.