Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/184

Ta strona została przepisana.

wał czapkę, zamiatał nią przed sobą i wołał: „Królowo, dla ciebie wszystko.” Małka wsiadała do dorożki, on podawał jej ogień, zaciągała się petem, który cały wieczór tkwił nie dopalony między palcami, i drynda ruszała na Bagno. Jechali pić wódkę i śpiewać do rana piosenki. Czy Felek Piorun wiedział, że „Małka” znaczy królowa? Tak mówił. Dla pijaka każda dziewczyna z ulicy może być królową. Pijacy mają swój język i ten język plącze im się ze wszystkimi innymi językami.
Długi Icchok chichotał upiornie i wskazywał ją palcem, kiedy czekała na powrót Lejbusia z menażkami. A ogonek przed kuchnią gminną pełzł do przodu jak wycieńczony charłak wzdłuż ściany.
Wracając z garnkami Dawid stawiał gorącą blaszankę na cegłach i siadał między wysiedleńcami z kresów, słuchając ich śpiewnych głosów.
— Przeżyłem życie jak się należy.
Estera rozwieszała mokre szmaty na sznurze, wspinała się na palce. Wykręcała ręką bieliznę, chlustała wodą. Płaskonosy Nahum rąbał krzesło na ogień. Fajwel Szafran mruczał:
— Przeżyłem życie jak się należy, a teraz muszę patrzeć na to grzeszne miasto. Tfu, bez obrazy, Babilon... Szulim! Gdzie jest Szulim? Poszedł już po tę polewkę?
— Poszedł, poszedł — mówił Nahum.
— Miski umył?
— Umył.
— Tfu, kara boska, niekoszerne pomyje w niekoszernej skorupie i ja mam to połykać na stare lata. A ty czyj jesteś? — Lwia broda wskazywała Dawida. Spojrzenie żółtych oczu starca przesuwało się po nim. — Ostrzyżony jak goj. Gdzie masz