Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/20

Ta strona została przepisana.

A gdy te słowa wyszły z ust królewskich, zaraz twarz Hamanową nakryto. Miała bezbarwne, rzadkie i mokre włosy, które okrywała peruką, i wyraźną smugę zarostu nad górną wargą. Wąs? Jej mowa była pełna chrapliwych i dzikich brzmień, które przejmowały go niejasną trwogą. Stary język w ustach ojca brzmiał tak śpiewnie! A kiedy rozciągał szeroko słowa, w jego głosie było coś dobrodusznego i władczego zarazem. Dziadek unosił się i wpadał w dyszkant, wówczas Dawid mógł usłyszeć głosy wszystkich zwierząt, kozła, koguta, konia, barana i lwa. Pośpiech i irytacja wyzwalały niecierpliwy krzyk koguta. Śmiech zabarwiał jego słowa melodią baraniego beku. Ale ani ojciec z łysiną okrytą kropelkami potu, ani ciotka Chawa ze smugą zarostu, śladami żółtka i drobnymi okruchami placka nad górną wargą, ani dziadek ze swoją piękną brodą, której kosmyki wyczesane w dwa skrzydła miały połysk i miękkość kaczęcych piór — nie łączyli się w jego umyśle z obrazem owych praojców, których twarze barwił na brąz, owładnięty kuszącą siłą i prawdą legendy. Tamci byli inni, byli dawno i daleko. Wspaniałomyślnie użyczyli swojej starej mowy dziadkowi, ojcu i Chawie, więc czoła ich rozjaśniło światło odległych słońc.
Dawid powtarzał za dziadkiem słowa Bereszit. Żył Jared sto sześćdziesiąt i dwa lat, i spłodził Enocha. I żył Jared po spłodzeniu Enocha osiemset lat, i spłodził syny i córki. I było wszystkich dni Jaredowych dziewięćset sześćdziesiąt i dwa lat, i umarł. Powtarzał wersety w osłupieniu i wiek praojców rozciągał się, oddalał w nieskończoną przeszłość, gdzie pierzchły ich niespokojne losy, zwiewne namioty, szybkonogie stada w chmurze pyłu. Trwały wciąż dźwięki starej mowy. Trwały