Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/284

Ta strona została przepisana.

dzie. Tego przewidzieć nie mógł, bo był skromnym Żydem, który bronił się, jak mógł, przed tym, aby Pan przemówił przez jego niegodne usta. Ale Pan tak chciał. Co można na to powiedzieć? Dlaczego tak chciał i jakie w tym miał zamysły? Jakie? To powiem dalej.
Niniwa okazała skruchę, a Jonasz pytał Pana: „Po coś to uczynił i ocalił Niniwę? Uciekałem przed Tobą, bo znam miłosierdzie Twoje. Kryłem się, bo znam dobrze Twą litość. Opierało się moje ludzkie serce. Przed ocaleniem Niniwy opierało się moje serce, zanim rozkazałeś mi tu iść, zanim wsiadłem na okręt, zanim wybuchła burza, zanim żeglarze owinęli mi głowę rogożą i rzucili w morze. Tam, w tej głębinie, gdzie tonąłem bez ratunku przez mgnienie dłuższe niż wieczność i żadna myśl o Niniwie nie zaprzątała mnie, bo nic poza otchłanią nie widziałem, bo śmierć tylko widziałem, tam, właśnie tam, w tej otchłani, bezbronnego i słabego, bez czucia i myśli, bez otuchy, Ty podstępem dopadłeś i ocaliłeś, w mig zgotowałeś wielką rybę, która mnie połknęła i ani nie zwracała życiu, ani nie oddała śmierci, a ja trzy dni i trzy noce modliłem się w jej brzuchu jeszcze nie wiedząc, że jestem igraszką w Twoim ręku. Po co żyję? Nie wiedząc. A teraz pytam Ciebie: po to żyję, uciekam, ginę, tonę, błąkam się wśród zła i nieprzyjaciół, poddawany próbom, których nawet im szczędzisz, aby Niniwa ocalała? Urąga sprawiedliwym, ciesząc się Twoją łaską! A czy cała Niniwa, pyszna i grzeszna, warta jest owej jednej chwili trwogi, kiedy tonąłem w otchłani? Sam ze swojego życia uczyniwszy wpierw ofiarę, sam kazawszy żeglarzom wrzucić mnie wraz z mym utrapieniem w odmęt. Moja wiara, moja śmierć jest prawdą, skrucha Niniwy kłamstwem,