Urim. Jedno oko zmrużył, a drugie skierował ku górze. Z uchylonych lekko ust spłynęło westchnienie. Pokręcił z niedowierzaniem głową.
— Żyd nie jest zdolny do zemsty. Nie umie podsycać w sobie gniewu. Zapala się, wypala. Mało ognia, dużo dymu. Popatrzcie na Niemców, wszystko robią z zimną nienawiścią i bez pośpiechu. A wy gorące serca macie na obronę? Dzieci, dzieci... Dzieci moje, wnuki moje, czy wy mnie słyszycie? Zawsze tak było, zawsze tak będzie. Wszyscy rzucają się na jednego. Słaby ma na obronę wiarę, bojaźń w sercu i jej musi strzec. A porządek, prawo niech zaprowadzają silni. Słaby niech nie waży się bronić, obstawać przy sprawiedliwości, bo sprawiedliwość na tym może tylko ucierpieć. A że wszystko w sercu ułożone inaczej niż na świecie, to serce boli. A co my wiemy o świecie? Gośćmi, gośćmi jesteśmy na tej ziemi przez parę dziesiątków lat. Skąd przychodzimy, dokąd idziemy? A bo ja wiem? Skąd i dokąd? Każdy pyta. Za nami noc, przed nami noc. A my pośrodku, rozglądamy się, szukamy światła, rwiemy się do światła jak ćmy. Krzykiem chcemy rozpędzić chmury, ręką zatrzymywać rzeki. Jedno małe, marne życie wydaje nam się wiecznością i od razu, skoro otwieramy oczy, naprawić pragniemy to, czego przed nami nie naprawiono. Marność, wszystko marność... Żyłem jak Żyd. Umrę jak Żyd. Mam bojaźń w sercu, jej strzegę. A bojaźń o życie? Jestem już daleko. I nie ona zaprząta moje stare myśli.
Uri słuchał pochylony przez stół, a duże, mokre zęby wylazły na wierzch spod wywiniętych warg. Naum łagodnie trzymał ręce na jego ramionach. Dziadek zamilkł, zżuł skrzywiony jakieś gorzkie słowa, przymknął oczy i złożył swe długie, cien-
Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/290
Ta strona została przepisana.