Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/309

Ta strona została przepisana.

się z ulicy, jak on pociera smyczek bryłką kalafonii. Dym, głosy, szum i brzęk szkła, mlaskanie. Zarumienione kelnerki w przybrudzonych białych fartuszkach niosły gościom parówki z chrzanem. Oberkelner, pokurcz o twarzy zżółkłej jak ogórek ze słoja, opasany ścierką stał przy cynkowym szynkwasie, ołówek miał za uchem i małą myckę na łysinie. Za nim karton: „dla stałych klientów rabat 5%” oraz „żebrakom wstęp wzbroniony”. W głębi, na podium, uniesiona kotara z buraczkowego pluszu. Natan Lerch po chwili zagrał rzewny kawałek, goście smacznie jedli parówki z chrzanem i słuchali jednym uchem skrzypiec, paru ulotniło się do baru, inni wyszli z dziewczynami na parkiet, a kiedy wrócili do stolików — Dawid, Elijahu i Zyga nadal zaglądali do środka i chuchali w oszronioną szybę.
— Grzech, rozpusta, Niniwa — mówił przechodzień w czarnym chałacie i potrząsał głową. Chwiejnie obracała się na karku, jakby za chwilę miała spaść.
— Przysięgnij na rudą perukę starej rabinowej. — Inny rozzłościł się i przydepnął mu nogę. — Zjesz parówkę, czy nie zjesz, na jedno wyjdzie. I tak giemza, i tak Judenrein! Wszystko jedno, ale ja bym zjadł.
Dawid wstrząśnięty i osłabiony tym widokiem kurczowo przełykał ślinę. Zyga patrzył w jeden punkt, powieka mu nawet nie drgnęła. Po tyfusie miał martwe, szkliste oczy. Zastanawiał się z wysiłkiem.
— A na ulicy ludzie padają jak muchy.
Elijahu stał z czołem wspartym o wystawę, a kiedy jeden z gości klepnął po pośladku młodziutką kelnerkę — wetknął dwa palce między