na Lercha. Dla kogo gra? Dla siebie gra? Z pierwszego piętra leciał głos skrzypiec i trwał; im się zdawało, że nigdy nie ustanie. Czekają na Lercha w mieście Chicago, w mieście New York, w mieście San Francisco. A czy tutaj nikt nie pragnie, aby włożył frak i dał koncert? Natan Lerch był wyschniętym z głodu zdechlakiem, który niedołężnie i trwożliwie obejmował skrzypce. Tracił słuch; inni słyszeli muzykę, a z niego życie uchodziło wraz z lurą z kuchni gminnej, pięćdziesiąt groszy miska.
Mordka Caban krzyczał:
— Natan Lerch zszedł z afisza!
Kiedy rozlegał się hałas, machali ramionami. Pędzili precz bandę Barucha Oksa. Psykali, szeptali.
Stali w głębi podwórza wszyscy — wychudzeni w tym czasie do niemożliwości, jak cienie, a ich szepty rozpraszały się, ulatywały w powietrze pajęczyną nietrwałych, szybkich gestów.
— Ach, jak pięknie Natek gra.
Chaskiel-stróż kołysał się w zamyśleniu oparty na miotle i słuchał z przymkniętymi oczami, z pochyloną głową.
Fajwel Szafran, synowie Nahum i Szulim, córka Estusia, zagnieździli się zimą u Natana Lercha. Natan leżał trawiony gorączką tyfusową, na ziemi, bo jakiś „dziki” wyciągnął spod niego żelazne łóżko. Przez wybite okna wdzierał się do środka śnieg z wiatrem i wysiedleńcy rozłożyli legowiska naokoło małego piecyka z rurą. Pewnego dnia zjawił się kupiec Lewin, strząsnął szron z karakułowej czapki i zajrzał we wszystkie kąty, dokładnie zatykając chusteczką nos. Kiedy zobaczył bezwładne, suche ciało umieszczone na materacu, pokręcił smętnie głową i zapytał, kto
Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/314
Ta strona została przepisana.