Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/32

Ta strona została przepisana.

płachtę papieru. Plakat czarno-żółty: ogromne ramię przewiązane opaską z gwiazdą. Na tym ramieniu siedzi wygodnie Żyd z haczykowatym nosem i unosi w górę ramiona, na których siedzą rozparci dwaj Żydzi z takimi samymi haczykowatymi nosami, na których ramionach siedzą czterej Żydzi z haczykowatymi nosami, na których ramionach siedzi ośmiu Żydów, na których ramionach siedzi szesnastu Żydów, na których ramionach siedzi trzydziestu dwóch Żydów... Ci, którzy nie zmieścili się na czarno-żółtym plakacie, szli ulicami getta. Mrowie Żydów, na kształt piramidy ginącej gdzieś wysoko, daleko, wspierało się nawzajem, a wszyscy mieli na rękach opaski z gwiazdą. Achtung! Weltjudentum. Gefahr!
Murowano mur, kiedy ojciec powiedział: — Dawid, jak długo nie byłeś u dziadka, a? Nie jest dobrze. Pójdziemy tam na nowy rok. — Ale na nowy rok nie poszli, aż dopiero w Purim. Szli ulicami omijając poczerniałe w płomieniach, obnażone ruiny wiszące nad głowami, jak szkielety wymarłych dawno ogromnych zwierząt, które wróciły na rzeźnicki hak. Szli w tłumie zanoszących się krzykiem przekupniów, kobiet strzegących od świtu do zmierzchu swoich beczek ze śledziami i beczek z kapustą, wyrostków ze skrzydłami u pięt, ze skrzyneczkami zawieszonymi na szyi, co biegnąc wołali, wołając krążyli we wszystkich naraz kierunkach. „Papieroo, zapaa!” Szli przed frontem niekończącego się szpaleru żebraków, łkających o litość i zuchwale ciskających przechodniom przekleństwa, pełne polskich słów, słów iwrit, żargonu i miękkiej niemczyzny kresowych miasteczek. Mijali kantorów z prowincji zapędzonych do miasta, na bruk i tutaj na bruku wyśpiewujących swój głód i psalmy. Mijali suro-