Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/320

Ta strona została przepisana.

się pod ścianę zmęczony. Płaskonosy Nahum składał starannie tałes i sadze z rury wzbiły się w powietrze. Szulim szybko zwijał rzemienie tefilin. Tłum układał się pokotem do snu. Estusia odwróciła się, poprawiła poduszkę pod głową Natana i poruszyła na nogach koc. Mrowiło się na podłodze w ciasnocie i półmroku.
Kiedy Dawid chodził na tamtą stronę kupować żywność — w uszach miał gwar głosów z rudery, przed którą zawsze się zatrzymywał wstrząśnięty. „Dzicy” rzucali się z krzykiem na niego, wyciągając pieniądze, zaklinając o kupno bułki. Ich potrzeby były nie na jego siły. Estusia wychodziła na schody i ukradkiem wsuwała mu parę złotych na chleb dla chorego — nosił i dla Lercha, ale nigdy o tym w domu nie mówił, jakby okradał ich z czegoś, o czym nie powinni wiedzieć. Żywność była cenniejsza niż życie. Przywykł do tego, że mija stale wachę i jakoś wraca, z czasem otępiał. Dowiedział się, że strach to największe zło, i chodząc zakazanymi ulicami nauczył się w porę zdejmować opaskę z gwiazdą, odruchowo zwalniać kroku, mijać obojętnie Niemców, policjantów i nie wpadać w popłoch. Bał się dalej, lecz to był już inny strach. Zauważył, że przedwczesna ucieczka ściąga pogoń i lepiej do ostatka zachować pewność siebie. Myślał z zimną krwią o tych, którzy pozostawali za murem, i uważał, że jego jednego oszczędził jakoś los. Chłodno oceniał swe możliwości, nie były widocznie złe. Dbał o wygląd, aby zaniedbaniem i brudem nie zwracać uwagi. Martwił się, czy jest „podobny do Żyda”; i wychodząc z domu starannie czyścił buty, ubranie. Chmurnie, surowo, podejrzliwie badał odbicie w lustrze.
Szarawe, nijakiego koloru włosy i przedziałek