Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/328

Ta strona została przepisana.

przygotowała wam na ostatek natura! Cud, że żyjecie. Grypa powinna was zwalać z nóg, a przetrzymujecie tyfus. Jak to możliwe, powiedzcie mi, ludzie? Trwa nadal produkcja białych ciałek? Trwa i nie ustaje? Musi jeszcze wzrastać... Życie utrzymuje się dłużej, niż życie samo na to pozwala. Ot, i cała wasza choroba. Dawaj tu drugą nogę, Natanielu. Ukłujemy.
Dr Obuchowski wykonał zastrzyk i ciągnął dalej:
— Tego pytania medycyna dotąd nie postawiła, Natanielu. Kiedy człowiek przestaje być człowiekiem? No właśnie. Stary Baum bredzi coś o wolności i innych dyrdymałkach, a ja nic nie rozumiem. Brzuch rządzi światem głodnych. „Jeść, jeść!”, oto wołanie ostatniej żywej komórki i nie ma głuchych na to wołanie. Zależność, od której nie można się uwolnić, i nic, co żyje, nie jest od niej wolne na tej ziemi. A jeśli już o wolności mowa... Okryj go ciepło, Estusia.
Estusia okryła kocem nogi chorego. Dr Obuchowski zmienił igłę. Stał przed nim przezroczysty jak szkło charłak z sinymi lędźwiami. Kołysał się bezsilnie i trzymał podciągniętą długą koszulę. Milcząc przymknął powieki, a potem wbił w lekarza rozpalony gorączką wzrok.
— A jeśli już o wolności mowa, to dajmy spokój dumnemu kłamstwu. Hm, co to ma być? Noga? Gdzie podziałeś pośladek? Przestajecie być podobni do ludzi. Stań bokiem i trzymaj wyżej tę koszulinę. Bliżej. Teraz dobrze. I zapamiętaj sobie. Ciało to coś, w co lekarz może wbić igłę. A jeśli igła już nie wchodzi, to znaczy, że ciała nie ma. Finis! Pozostał wolny od trosk duch. Tak możesz powiedzieć każdej uniwersyteckie