Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/350

Ta strona została przepisana.

ciekła na kamienie, to podeptane w marszu wszy. Kamień na kamieniu, na kamieniu kamień, a na tym kamieniu jeszcze jeden kamień... Kto się tam drze? Ernest gra na grzebieniu, a Zyga drze się wniebogłosy pokazując wszystkie zęby. Księżyc oświetla zimnym światłem gruzy na Walicowie, jak ocalona przypadkiem samotna latarnia. Łachmany na ciałach żywych, łachmany na ciałach martwych. „Już was tu nie ma, szczeniaki!” Żółty i zielony zadek Małki unosi się w tym trupim świetle znad ruin. Potem — długo potem mówiono, że Baruch Oks chodził tam w ruiny. Nie wiadomo, czy to prawda, ale wszystko możliwe. Żeby mieć pewność, trzeba się samemu przekonać. Kto to powiedział pierwszy? Z Baruchem nie ma żartów. Tak czy tak, podupadł ostatniego roku, a w bandzie pozostało z nim niewielu. Połamaniec oberwał w czapę, kiedy szedł z towarem. Chaim Sierotko sam poszedł pod lufę. Nie ma Długiego Icchoka, położył się na ulicy. Wszyscy, żywi i martwi, ciągnęli na Madagaskar.
Kiedy Jakub przystawił drabinę do chmur, wspinali się po niej tragarze z ulicy Krochmalnej. Pierwszy szczebel, drugi szczebel, trzeci, czwarty, piąty szczebel, na każdym szczeblu tragarz z workiem. Co tam jest? Jeden żebrak mówił, że złoto. Drugi żebrak mówił, że brylanty. Trzeci mówił, że to skarb starego kupca Lewina ukryty do tej pory po tamtej stronie. Sny zawiązane w workach podawano przez mur. A tragarze stali na drabinie, kiedy Jakub cały czas odpychał Archanioła. Ale co było w tych snach? „Siedem worków krupczatki i dwa worki soli. Jeden rozsypał się po drodze.” Niech Mordarski ma zmartwienie. Odbije to sobie na tragarzach, a nadwagi nie ma, rozumiesz mnie? Jakub mocował się z Archanio-