daków. Serafiny osłaniały skrzydłami w locie nagie sczerniałe ciała. Sunęły źródła, czyste źródła, odwróciwszy bieg wód. Sunęły namioty weselne, baldachimy, a w ich cieniu dziewczyny senne, rozmarzone, wleczone gwałtem przez swatki do nieba. Wszyscy, wszyscy ciągnęli tłumem na Madagaskar. Nieopamiętani kochankowie w gorączce fruwali pod obłokami, w gąszczu jaśminów, a słońce piło z ich obnażonych ciał rosę, pot, łzy tęsknoty. O zachodzie dzień rozstawał się z ziemią brocząc czerwienią w ucieczce. Sunęli górą szewcy ważąc jeszcze w dłoni złoty bucik. Pod skrzydłem pajęczyny sunęły kąty niskich chałupek, spojone potem pokoleń, bezszelestną pracą, cichym oddechem pająków. Sunęły ptaki, ryby i kwiaty jednym zgodnym i niepowstrzymanym strumieniem. Sunął mur, Jerycho, Jerycho, a dźwięki trąb pierzchły nie skruszywszy kamieni. Sunęły milczące instrumenty, szukając żywych rąk, które trącą ich struny. A na ostatku sunął pochód patriarchów o twarzach surowych, o kamiennych profilach zatartych przez czas, i poczęte z ich lędźwi szeregi spalonych na brąz synów, i synowie ich synów, pokolenie za pokoleniem, Kenan, Mahalaleel, Jared, Enoch, Matuzalem, Lamech, Noe. I synowie Noego, Sem, Cham, Jafet, i synowie Sema, Chama, Jafeta. „Czy to aby pewne?” Jankiel Zajączek potrząsał nikłą, chudą bródką, kichając, sypiąc popiołem, a z nie dopalonego rękawa ulatywał dym. Sunęły na pociemniałym niebie wszystkie znaki zodiaku, Baran, Byk, Bliźnięta, Rak, Lew, Panna, Waga, Skorpion, Strzelec, Koziorożec, Wodnik, Ryby. „Na Madagaskar? Czy to aby pewne?” W pustej suterynie rozlega się jeszcze głos.
Unosiły się z ulic leżące w letargu szkielety
Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/358
Ta strona została przepisana.