— Wyrodne szczenię. — A potem ojca: — Ja ci dam interes. Ja ci dam złoty interes.
Szamotał się, ale nie uciekał. Zacisnął zęby i nie krzyknął nawet. Osłabł; cały dzień minął i nic w ustach od rana. Leżał cicho pod ścianą, tam gdzie upadł w kącie między skrzynią i drzwiami, przymykał oczy i słuchał tego, co mówią. Tak jakby o kim innym mówili. Za kogo modlił się stary Żyd na Okopach?
— Żeby mi tego więcej nie było!
Słabi, wycieńczeni, chudzi, jak bezsenne mary krążyli pośród ścian. Pochylali nad nim zżółkłe twarze, potrząsali pięściami. Fukali z lękiem, złością i odrazą.
Leżał z przymkniętymi oczami, a chłód wilgotnej plamy na ścianie, o którą miał oparte plecy, przejmował go rześkim dreszczem i łagodził ból; lekki i pusty, usłyszał słowa ojca.
— Chcesz tyfus do domu przywlec?
Za kogo modlił się na Okopach stary Żyd klęcząc o świcie nad otwartym dołem? Chce tyfus przywlec. Lekki i pusty, poczuł swędzenie w gardle, bliski śmiechu. „Die Krankheit tritt verheerend auf, Oswald. — Jawohl, je eher, je lieber.” Donośne, rozradowane głosy Niemców zagłuszyły słowa ojca, zgiełk biegnących tragarzy, którzy nadciągali ze wszystkich stron i... „I?” Uparcie powtarzał wspólnik Fajnera, a brzytwa z szelestem, ostro sunęła po skórze.
Tej nocy długo jeszcze unosiły się nad nim ich wzburzone, złe głosy.
Odleciały motyle, przepadły w mroku nieczynnego kina „Excelsior”, na tyłach fabryki Brauera. Została brama w gruzach i za plecami mur starej zrujnowanej kotłowni, a pod murem mały trupek Ernesta, którego z dawien dawna nazy-
Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/404
Ta strona została przepisana.