Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/41

Ta strona została przepisana.

kartofli, a potem upiekła to wszystko razem na oleju, z odrobiną razowej mąki, z paroma ziarnami sacharyny i ersatzem o nazwie proszku jajecznego. Co robić? Wspomina święta, dawne święta, kiedy w blasku świec jarzących się w srebrnym lichtarzu wjeżdżały na stół ryby woniejące szafranem, gęś z przełamanymi skrzydłami, słodkie wino, orzechy, ciasta aż brunatne od nadmiaru wanilii i cynamonu. Co, Dora nie znosi smaku wanilii? A ona znów nie wyobraża sobie bez tego świąt. A kugel? Dora też robi bez korzeni? No, nie. Naturalnie, z korzeniami, ale sama nie je. To mogłoby dla niej wcale nie istnieć. Dziwne, co?
— Niech mu będzie tort na imię — mówi wuj Gedali. Rusza uszami na widok placka ciotki Chawy, a minę ma taką, że chłopcu naraz robi się weselej. Patrzy szybko, ukradkiem na dziadka. Czy dziadek widzi, czy udaje, że nie widzi?
— Smakuje jak tort od Gajewskiego — mówi Dora Lewin. — Pyszne! Gdzie ty kupujesz ersatze, Chawa? Mnie jeszcze nigdy ciasto tak nie wyrosło. Dasz mi swój przepis. — I wytwornie skubie placek z brukwi. A ciotka Chawa śmieje się już głośno i z ulgą na ten widok. W pokoju rozchodzi się gorzko-mdły smród brukwi i spalonego oleju. Ciotka Chawa wyraźnie czeka na dalsze słowa uznania.
— O czym to myśmy mówili? — rzuca w zupełnej ciszy prof Baum. — Zaraz, zaraz. Aha. — Nabiera łyżką brukwi i urywa.
Święta pierzchły. Za oknem trwa niebo przedwiośnia, sine jak nóż. Pada grad i jest słońce. Złe, rude światło osmaliło ostrym błyskiem mur przeciwległej kamienicy i błyszczy tam martwo szyba w oknie, jak rozwarte oko ślepca. Dziadek powoli