Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/419

Ta strona została przepisana.

i tego dnia stanął przed Judą Papiernym z pałką, z żółtą opaską na rękawie, w sztywnej okrągłej czapce i w oficerskich butach wyczyszczonych do połysku. Przyszedł powiedzieć, żeby stary nie brał z sobą niczego kosztownego, bo i tak mu wszystko po drodze odbiorą. Niech synowi da na przechowanie, w dobre ręce. Papierny uniósł się i krzyczał, żeby mu podali kule na tego łobuza. Czkawki dostał ze złości i wstrząsała nim jeszcze długo. A Buba, zapłakana, wyszła za bratem na ulicę i powiedziała:
— Oj, Loniek, czego ty chcesz? Dawno ojca okradłeś. A dzisiaj trzeba nie mieć serca dla chorego człowieka, który dwiema nogami stoi w grobie.
— Stary baran, tak się spłukał. I to ze wszystkiego!
Hrabia Grandi prztyknął palcem w lakierowany daszek czapki i poszedł.
Wrócił jeszcze tego dnia, służbowo. Budy stały na ulicy i zaganiano do nich starych, niedołężnych, dzieciarnię, a ci, co szli bez oporu, ustawieni w kolumnie czekali cierpliwie na otwarcie przejazdu, zapełniając zbitym tłumem cały ten odcinek od wylotu Krochmalnej do Chłodnej. Krwaworączka z Wściekłym Psem i paru żółtych OD-manów wbiegło na podwórze w poszukiwaniu uciekinierów; Hrabia Grandi był wśród nich. Najpierw obeszli wszystkie piętra i chcąc wypłoszyć ludzi z kryjówek, zaglądali w każdy kąt strzelając na oślep. Szyby brzęczały, trzaskały pod naporem podkutych butów zamknięte drzwi. Już wcześniej, przed południem zniosła Buba z pomocą Mordchaja wielki fotel po schodach, a teraz ten fotel stał na podwórzu i kuśnierz Papierny zapadł się w nim sztywno, mijany przez