Oskrzydlali w marszu tłum, który posuwał się zbitą, uporządkowaną masą pod wzmocnionym konwojem.
Uczyniła się cisza, przerywana krótkimi komendami Niemców. Wszystkie automaty wymierzone były w przecznicę, zza której dochodził rosnący zgiełk. Jakiś policjant w ostatniej chwili próbował ukosem przebiec jezdnię i esesman rozkraczony na środku wpakował mu lufę pod żebra z wrzaskiem:
— Weg!
Szli.
— Auf die Seite, weg! Rechts halten, rechts halten!
— Żółty, ty tam. Stań i uważaj, żeby mi tutaj żaden łepek nie prysnął za róg.
— Gdzie, Żydu! Ja ci dam do bramy... kopytami się nakryjesz! Już, wracaj mi tu.
— Zurück!
— Nie oglądaj się za siebie, tam już nic nie ma do oglądania.
— Gdzie jest mój Leon? Ludzie, mój Leon? Szukajcie mojego Leona, on przecież musi gdzieś tutaj być.