Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/481

Ta strona została przepisana.

Toebbensa, gdzie mógł mówić z wujem Gedalim. Możliwe, że grypsy kazali mu rzucać Niemcy; w takim razie Gedali został zatrzymany i do tej pory nie wyciągnęli z niego, po co kręcił się w tej okolicy i którędy wylazł z kryjówki. Niemcy węszyli i w każdej chwili mogli ich tutaj nakryć. Czas mijał, a Nahum nie sprowadził im nikogo na kark. Uri mówił, że można na nim polegać; Kalman mówił, że już na nikim nie można polegać. Co dzień, w południe, rozlegał się krzyk Nahuma na ulicy, a potem żandarm wlókł go na podwórze, do sieni i wszędzie. Wlókł jak opornego psa.
— Kto wyjdzie, ten ocali głowę!
I znów:
— Żydzi, wychodzić! Tutaj nikt żywy nie zostanie!
Kalman przyniósł nową wiadomość. Widziano ojca w warsztatach Transawii. Chodzi z grupą za mur, na placówkę. Najpierw mówiono, że poszedł z transportem w pierwszych dniach sierpnia, potem mówiono nawet, że ktoś go widział pod wachą na Lesznie zastrzelonego, a potem te dwa grypsy i Kalman przyniósł nową wieść. Nie wiadomo było, komu wierzyć. Czego jeszcze szukał tutaj Kalman? Schował coś, czego nie zdążył w porę wynieść? Naum, Uri i wuj Jehuda naradzali się cały dzień, a kiedy nastała noc, zabrali ze sobą Dawida i poszli na górę gotować.
Kalman przepadł. Ale nazajutrz był razem z nimi i cały dzień mieli go na oku.
Mordarski rozzłościł się i przerwał milczenie.
Głupcy są, jeśli wierzą w to, że Niemiaszki nie mogą ich nakryć. Niemiaszki nie chcą ich jeszcze nakryć! Krwaworączka z patrolem czarnych może w ciągu paru godzin dokładnie oczyś-