Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/484

Ta strona została przepisana.

Szczeniak zna więcej dróg niż oni tutaj razem wzięci. A jeśli Kalman chce iść z nimi, z Jehudą i z Urim, to dobrze się składa. Kalman nie chciał, a potem zmienił zdanie. Pójdzie z nimi; kiedy zbliżał się wieczór i pora wyjścia, Kalman znów zaczął się trząść. Szeptał z Mordarskim, zwlekał. Nie wiedzieli, co to znaczy. Dopiero później wypłynęły na wierzch te skóry i wyjaśniło się, że Kalman pilnuje schowka. Czeka na wozy. Interes ubity miał z Żeleźniakiem, a ten nie dawał znaku życia. Albo nie mógł, albo nie chciał nadstawiać głowy za te skóry. Ale wtedy, kiedy Jehuda z Urim wybierali się za mur, nic o tym wszystkim nie mogli wiedzieć. Ufać Kalmanowi, za duże ryzyko. Musieli iść, a woleli mieć Kalmana przy sobie. Minął następny dzień, wieczorem z Zełdą było już marnie i myśleli, że skona. Majaczyła, traciła przytomność, ale nie skonała tak lekko. Puchła dalej, od nóg. I żyła, kiedy nikogo tam już z nich nie było. Szabrownicy z wozami i więźniowie z Prostej, którzy szli na miasto do pracy pod strażą, widzieli jeszcze długo, jak snuła się gruzami. Obojętna, w łachmanach, chodziła po wodę za dnia. Zostawiła po sobie wydeptaną przez ruiny ścieżkę, którą Niemcy oglądali. Podobno — Krwaworączka zwlekał, nie chciał jej zastrzelić i dopiero przed zimą kazał nad Zełdą zasypać loch.
W ostatniej chwili Kalman powiedział, że idzie. Niech zaczekają, bo lada dzień spodziewa się Żeleźniaka z końmi; i wtedy wspomniał o tych skórach. Mordarski sarkał. Taki tchórz jak Kalman Drabik to ciężar i nieszczęście dla innych. Czegoś trzeba się trzymać. Mogli po cichu ukręcić mu łeb i mieliby słuszność. Jemu? Kalman płakał szczerymi łzami. Mieli go zatem za ka-