Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/496

Ta strona została przepisana.

skiego sukna na cybetach i szalowy kołnierz z wydry.
Więźniowie z warsztatów na Prostej mówili inaczej; prawie to samo, ale trochę inaczej. A widzieli dobrze. Według nich Mordarski przekupił czarnego, ale przechytrzył. Zdjął futro, złoty zegarek z ręki. Czarny wciąż targował się z nim, chciał więcej. Mordarski odmawiał; pewno bał się zdradzić, że ma ukryte dolary. Kiedy czarny ubił z kupcem interes, odprowadził go pod murek, w tej zrujnowanej bramie oddał pierwszy strzał i zranił Mordarskiego w rękę. Ranny darł zębami ubranie, żeby wypruć zaszytą forsę, a w tym czasie czarny oddał dwa strzały. Zanim Mordarski skonał, sztywniejącą ręką rozrzucił koło siebie paczkę banknotów, które frunęły przez placyk aż pod warsztaty na Prostej; wtedy esesman oparł karabin o murek przy martwym i rzucił się w pogoń za dolarami, a był już najwyższy czas, bo paru wartowników opuściło posterunki przy drutach i potem — pokazując rękami po kolei ruinę bramy, usypisko sczerniałych straganów, wyburzoną posesję, dokąd sięgał ich rewir, i wartownię u wejścia do Toebbensa — długo o coś tam się z nim kłócili.
Kryjówka pustoszała; z legowisk po Urim, Kalmanie, Jehudzie, Mordarskim ściągnęli koce i sami się nimi okrywali, drzemiąc, znękani chłodem jesiennym i ciemnością. Woda sączyła się z murów lochu, zatapiała barłogi. Zegarek Nauma stanął, a Szwarc przekręcił sprężynę; nie mierzyli czasu, a dzień i noc pochłonęła ciemność. Nahum Szafran przestał wołać ukrytych. Znaczyło to, że Niemcy musieli go wykończyć. Głosy furmanów, ładujących meble na fury,