wała kozły żelazne na złom. Majster, który ze swymi ludźmi wracał na noc do fabryki Toebbensa i Schultza, podjął się przemycić parę łebków; ktoś szukał Ka Imana Drabika i konwojent był tego dnia z góry opłacony. Naum i Elijahu poszli w tej grupie na Leszno. Dawid ukryty w tłumie więźniów człapał z wujem Gedalim do warsztatów na Prostą. Wysokie było niebo i szumiało w uszach. Zataczał się, wpadał na innych; zdawało mu się, że nic nie waży. Wtykali mu chleb, podtrzymywali. Nie chciał jeść, nie mógł mówić. Otworzył usta i wdychał powietrze cichego wieczoru, a wraz z napływającym swobodnie do płuc tlenem czuł, jak wchłania w siebie już na zawsze obraz tego, co miał przed oczami: uliczkę pełną kocich łbów, oszpecony dom powiewający łachmanem sczerniałej firanki, latarnię skręconą i żałośnie przegiętą ku ziemi, jak omdlały pod ciężarem pnącz, ruinę wyniesioną wysoko swym bezkształtem w granatową pustkę — i z każdym oddechem widok ten był bardziej wyraźny i ostry, a ruch, ciągły ruch własnego ciała i kołysanie, ciągłe kołysanie pleców, ramion, głów idących przed nim, wprawiło go w stan jakiejś nie zaznanej dotychczas lekkości i przepełniło mu serce rozrzewnieniem, zawstydzającym smutkiem, zachwytem. Kiedy minęli druty, człowiek zdjęty ze słupka już konał. Wyciągnięte ramiona niewiarygodnie daleko leżały za tułowiem, obok rozbita cegła i krew na papierze. Zepchnięty był w błoto i okryty podartym workiem po cemencie, a wartownik ocierając rękę o spodnie krzyknął w stronę kolumny, aby Werkmeister wyznaczył zaraz jednego, który go stąd sprzątnie, ale szybko! Tam, na ulicy Prostej, był właśnie „mały” Toebbens i tam przepracowali jeszcze parę
Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/500
Ta strona została przepisana.