darm przyszedł natychmiast z pomocą i lekceważąco usunąwszy go na bok, wyjaśnił rzeczowo: — Wykładać nóżki na stół. Złoto, złoto. I dolary — dodał, z godnością zatoczywszy spojrzeniem po obecnych. Wtedy spod okna rozległo się jedno słowo, powtórzone parokrotnie z naciskiem, na dźwięk którego żandarmi odwrócili się w nagłym półobrocie, jak gdyby za ich plecami rozległ się znienacka wystrzał.
— Typhus, Fleckfieber — powtarzała ze złością ciotka Chawa, przewracając się ostrzegawczo na kanapie. Niedbale zesunięta na czoło peruka kryła prawe oko, lewe — rozwarte i błyszczące gniewnym światłem, wyrażało cały bezmiar jej wzgardy. — Złota u mnie szukają, smarkacze, złota... — Zakasłała krótko, a potem unosząc się na łokciu splunęła. — Das fügt sich gut, nicht wahr? — powtarzała z otwartą satysfakcją, widząc, jak żandarm z natychmiastowym posłuszeństwem odstawił na szafę trzymany w ręku świecznik.
Kiedy Niemcy, spojrzawszy na siebie z obawą i zawodem, spłoszeni przemaszerowali przez pokój ku wyjściu, grzęznąc wśród gałganów, miażdżąc skorupy i potykając się na resztkach brukwi, do której przylgnęło rozproszone pierze, depcząc twarze brodatych Żydów z fotografii, leżących plackiem na podłodze; kiedy już zostawili w spokoju ciotkę Chawę i dziadka, i Dawida z ojcem, i Dorę Lewin, i prof Bauma, i wuja Gedali, i wuja Jehudę, i wuja Szmuela, którzy stłoczeni pod ścianą w oszołomieniu i lęku słuchali zuchwałych okrzyków dobiegających z kanapy pod oknem; kiedy już żółty z niewyraźnym uśmiechem wyniósł się za Niemcami, opuściwszy nisko głowę — wówczas ostatni Niemiec zatrzymał się w drzwiach i zawiedziony, z wściekłością rzucił:
Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/57
Ta strona została przepisana.