Wtem patrzę — poza oknem — na drzewie — zdaleka —
Śród kwiecia, — niby plama na białym kobiercu, —
Siadł kruk czarny i, jakby na świeży żer czeka,
Głośno kracze...
Dreszcz zimny przebiegł mi po sercu!...
∗
∗ ∗ |
Innym razem — to było latem znów — na łące —
Siedziałem sam z dzieciną, moją... i szczęśliwy,
Że Bóg w niej dał mi kwiatek taki urodziwy,
Marzyłem, — o przyszłości rojąc snów tysiące.
Więc, że wolno jest ojcu, gdy patrzy w swe dziecię,
Sięgnąć myślą, niekiedy w sferę czarów błogą,
Ujrzałem tron... Na tronie — zgadnijcie też kogo? —
Moję córkę!...
Korony onaż warta przecie!
Poglądam... Świeci w złocie i wprzepychu cała...
Do stóp jej tam rój młodzi rycerskięj się tłoczy...
Każdy ku niej z pokorą, wznosi tęskne oczy,
Każdy pragnie, by jemu rękę swą oddała...
Widzę wreszcie, ten lud się już rwie do oręża...
Panowie się na srogie wyzwali turnieje...
Walczą... i krew się leje — już i krew się leje
Za mą córkę — a ona żadnego za męża
Nie bierze!...
Mówi: „Mąż mój nie będzie książęciem
„Ani tym, co krwią bliźnich orną zrasza rolę —