— „Bądź mi pozdrowion, rzekłem, Druhu jasny,
Monarcho ogni! — Ty-ż to? widzę-ż Ciebie?..
Ty, co-ś już z Bogiem królował raz w niebie
I niebo rzucił, by mieć tu tron własny;
Co-ś zdobył mocą tajnie tego Boga,
W mgle których ludziom, nam, żyć, ach! tak trudno...
Witaj mi, Królu, z swą krainą cudną!
Bądź pozdrowiony u własnego proga! —
Pytasz się wzrokiem, ot, stojąc zdaleka,
Jaka mnie śmiałość w te strony zawiodła..
Wiem, o wiem! — ziemia zanadto jest podła,
By wprost do piekieł prowadzić — człowieka...
Przez śmierć tu wchodzą, a ja... dyszę jeszcze!
Tak jest! Gdy życiem, krew, co nie zakrzepła,
Pierś, — co drga długiém umęczeniem ciepła,
Mózg, — którym trzęsą wszystkich wstrętów dreszcze,
To-m ja nie umarł dotąd, to-m ja — żywy!
Ha! toć i ziemskie mam jeszcze łachmany:
Kości i ciało i na piersiach rany
I krzyż na grzbiecie bolący... prawdziwy!
Dziwisz się — tak jest! — że w téj nędznéj szacie
Staje przed Tobą — przed złym, ale... duchem!
Strona:Bogumił Aspis - Sen odrodzenia.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.