Ja — syn materyi, skuty jej łańcuchem,
Płód wyrobiony na zmysłów warsztacie!...
Nie dziw się bardzo! — Mam i ja swe prawa
Do tego świata ogni, wielki Królu!
I ja-m nie przybył tu z śmiechu lecz — z bólu,
Z którego-ś powstał i Ty... jak się zdawa!
I mnie, jak Danta, pieśń tu nie zaniosła,
Jak Orfeusza — miłość Eurydyki;
Ani-m tu nie zszedł, jak ów Tyfon dziki,
Z głuszącą wrzawą chwały... bożka-osła!
Jak mnich, nie zszedłem tu z wodą święconą,
By gasić ognie, co palić się muszą, —
Ani, jak Voltaire, z rozszalałą duszą,
By tylko zrobić, co robić wzbroniono...
Nie! — Mnie tu tylko cierpienie zawiodło;
Ból, żem dojść nie mógł, gdzie do Prawdy droga;
Chodziłem z Bogiem — dziś: pomimo Boga,
Byleby za nią!! — oto moje godło.
Więc Ty, co-ś w mękach téj saméj rospaczy,
Rozszedł się także z Niebem, wielki Duchu!
Ty mi dziś powiesz, co ten, na łańcuchu
Wieków zwieszony sfinx stworzenia, znaczy.
Strona:Bogumił Aspis - Sen odrodzenia.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.