A w nim, na niebios widnokręgu białym,
Jak z wód wstającą, cudną postać w bieli...
Szła w wyż, ciemności rozrzedzając wkoło
Promienną strugą rozsypanych włosów,
Skroń miała w wieńcu z z gwiazd utkanych kłosów,
W zorzy z rubinów samych — miała czoło..
Dwa dnie paliły się w Jéj jasnych oczach,
Na licach grały poranku szkarłaty,
Lekkie, jak z piany morskiéj, miała szaty
I — skrzydła śnieżne, jak mgły na przezroczach.
Powodząc długim swéj sukni ogonem
Po wierzchu mroków, co zaraz pierzchały,
Płynęła ku mnie, niby łabędź biały,
Z wejrzeniem w padół, gdziem klęczał, utkwioném.
I czém płynęła tak prędzéj, — tak bliżéj, —
Tém szersze od Niéj szło po niebie zorze
I — światło, w większe rozlewane morze,
Bujniejsze błyski miotało po wyży..
Aż wkońcu, gdy już stanęła tak blisko,
Że-m prawie czołem dotykał Jéj nogi,
Strona:Bogumił Aspis - Sen odrodzenia.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.