złym człowiekiem?“ „Ej, gdzie tam, to wam nie patrzy z oczów.“ „A czy często tędy przechodzą goście?“ „Nie tak często; tego roku nie było wiele, a gdy przechodzą to zawsze we dnie i nie za trzymają się w szałasie.“
Opisała mi potem Kasia cały tryb życia na hali, zaprowadziła do składu wyrobionego masła i sera, po które gaździna raz na tydzień przyjeżdża na koniu i przywozi jej zarazem trochę żywności, po większej części placki owsiane, czasem trochę chleba i mąki, a jeżeli późniejsza pora, to i ziemniaki. Pytała mię też, czy niemam jakiej książeczki z sobą. Zdziwiony zawołałem: „To umiesz czytać?!“ „Toć umiem i rada czytuję, a czasu mam dość.“ „Żałuję, odparłem, że nie wiedziałem o tem, gdyż byłbym ci przyniósł książki, ale przy pierwszej sposobności przyniosę ci je.“ „Jeśli macie książki, to oddajcie je mojej gaździnie, a ona mi je tu przyniesie.“ Przyobiecałem jej to uczynić i zabierając się ku odejściu chciałem jej dać mały datek pieniężny, ale nie chciała nic przyjąć i prosiła mię tylko żebym nie zapomniał o książkach.
Pożegnałem tedy moją góralkę, która odprowadziła mnie spory kawał drogi, tłumacząc mi dokładnie którędy iść muszę, ażebym zaszedł do Jaszczurówki, a ztamtąd do Zakopanego.
Jakoż za dnia jeszcze szczęśliwie stanąłem w Zakopanem. A ze skarbem co się stało, zapytacie się pewno? Dotąd nie wiem czy go Pawełek odszukał, a jeżeli nie, to mam jeszcze nadzieję, że się z nim podzielę. Tymczasem znalezione kryształy oddałem do Muzeum przemysłu i handlu w Krakowie, gdzie umieszczone są z całym zbiorem innych kamieni, znalezionych w Tatrach; glina zaś biała, znaleziona na Wołoszynie, po zbadaniu przez brata mego chemika, okazała się czystą kaoliną, przydatną na porcelanę, a ów piasek czarny był dobrym grafitem, pomieszanym z drobnym pyłem złota.