Strona:Bogusław Adamowicz - Tajemnica długiego i krótkiego życia.pdf/116

Ta strona została uwierzytelniona.

bryły złota i srebra, dyamenty wielkości dużych piaskowców, walały się lśniące w nieładzie, podobne odłamkom słońc, rozbitych gromem wszechświatowej burzy.
Omijając te skarby, uczony szedł coraz dalej. Widział szkielety jakichś stworzeń nieznanych, wymarłych dawno na powierzchni ziemi. Skamieniałe smoki, żyjące jeszcze tylko w legendach, monstra koloru krwawej miedzi, gniewne a nieruchome, zrośnięte z granitem ścian, podtrzymujących sklepienia.
W wyrazie ich tkwiło bezsilne wytężenie i wściekłość, jak gdyby pragnęły rozsadzić wiążące ich pęta opoki.
Chwilami aż zajęczały posady od ich gwałtownego drgnienia...
Zaropiała lawa wulkanicznych kraterów, pożużlowe strzępy gór, pokrywały grunt ślizki, nierówny, trudny do przebycia.
Z dołu i z góry dochodziły posępne odhuki pracujących sił jakichś.
Huk podziemnego pożaru pieców lub kuźni, zagłuszany biciem tysięcy gigantycznych młotów, wstrząsał dookoła posadą.
Tam pracowano nad wytwarzaniem niewygasającego ognia ziemi, nad podtrzymywaniem jej wewnętrznego ciepła...