Strona:Bogusław Adamowicz - Wesoły marszałek.pdf/10

Ta strona została uwierzytelniona.

czysławie Stanisławowiczu. Wszystkie historje o duchach da się wytłumaczyć w sposób naturalny, jakimś najczęściej figlem, albo złudzeniem optycznem, albo poprostu tchórzostwem, bo strach ma wielkie oczy. Chociaż... niema prawidła bez wyjątku... Kiedyś pan sam się o tem przekona; bo któż się nie przekona?..
Pułkownik ziewnął czy westchnął, przymykając oczy, w zamyśleniu jął bębnić palcami po stole.
— Ciekawy też byłbym, podjął znów po chwili, jakby to pan się poczuł w wypadku spotkania się w nocy sam na sam z takim „wesołym marszałkiem?..“
To mówiąc zatrzymał na mnie dłużej swe blado szare oczy, w których z pod tłustych powiek błysnęło jakieś ostrzejsze światło przeświadczenia.
— Historja o tym upiorze wygląda na śmieszną plotkę, jednak opowiadają ją tacy ludzie i w taki sposób, że wprost nie wypada nie wierzyć... Zresztą wskażą panu i miejsce, i czas, i nawet zaofiarują konie. Kto chce ten może sprawdzić choćby zaraz. Ja na to się nie piszę przez wzgląd na... mój reumatyzm, bo w nawiedzonych domach się nie pali w piecach.. Tak... tak... uśmiechnął się z goryczą.
— Wesoły marszałek? zapytałem szyderczo. Ktoż to taki być może? Jeżeli duch, to chciałbym go zobaczyć.