Strona:Bogusław Adamowicz - Wesoły marszałek.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zobaczyć go nie trudno, przy dobrej chęci. A jest to pewnie upiór, bo po śmierci chodzi. Jak się nazywał za życia, o tem legenda milczy. Miał być marszałkiem szlachty gdzieś w tych stronach, za czasów Mikołaja I-go
A trzeba panom wiedzieć, że tym dygnitarzom szlacheckim, polskiego pochodzenia nie brakło charakteru i oryginalności. Jeden z nich, jeśli nie mylę się, Miński, kazał się portretować po tysiące razy, poto, by naśladując cesarza, rozdawać sympatykom swe podobizny. Inny znów taki marszałek już pół wieku temu zaczął budować pałac na tak wielką skalę, że chyba za sto lat jeszcze nie będzie ukończony, ale już dziś ten pałac wspaniałością i skarbami sztuki może rywalizować z najprzedniejszemi rezydencjami w całem imperjum Rosyjskiem. Słyszałem i o takim, który w ciągu całego życia nie zdjął ani razu z głowy swojej mycki, co prawda bardzo ładnie wyszywanej złotem, wzbudzając posądzenie, że był piętnowany. W testamencie nawet nakazał, by jej nie tykano... Poszła więc z nim do grobu ta dziwna tajemnica.
Nasz straszący dygnitarz, jak sama nazwa mówi, odznaczał się zapewne zaletami humoru. Był może złośliwym szydercą, może wesołym hulaką; a tem się różni od innych, że nawet po śmierci nie lubi sypiać w nocy. Chodzi po swem mieszkaniu, szpera, gospodarzy, jak czynił to za