Strona:Bogusław Adamowicz - Wesoły marszałek.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

— Umówmy się więc na jutro, co wam szkodzi, za to nietylko spędzę tam noc całą, lecz nawet podejmuję się, przeszkodzić temu głupiemu duchowi usiąść na ulubionem miejscu, gdyż sam zasiądę w fotelu i nie wstanę, choćby się mury waliły.
— Jeżeli tak, to ja mogę wyręczyć cię, kochany doktorze, rzekłem, zdziwiony i podrażniony nieco tą jego wielką odwagą, o którą go nie posądzałem dotychczas. Chociaż też wolałbym odłożyć to do jutra. Mam dzisiaj tańczyć u znajomych. I zapowiada się kulig na Berezynie... Przyrzekłem, że będę.
— U państwa C.? — podchwycił z radością doktór — O, niech pan się nie troszczy! Ja wytłumaczę pańską nieobecność.
— Więc pan już ich poznał?
— Tak. Wczoraj miałem przyjemność poznać brata panny Jadwigi i jestem dziś zaproszony na kulig.
— Doprawdy rzadki to dar, tak łatwo zbliżać się z ludźmi.
Byłem nieco ździwiony... Lecz piękność panny Jadzi nie obchodziła mię na tyle, bym miał narzucać swą opiekę. Od roku miałem już narzeczoną, czekałem tylko na możność porzucenia służby, by wziąć ślub. A ten wesoły doktorek, jak