Strona:Bogusław Adamowicz - Wesoły marszałek.pdf/22

Ta strona została uwierzytelniona.

coś z umeblowania. Był to widocznie ów sławetny salon. Na ścianie wprost wejścia wisiały portrety, wśród których uwagę moją zwrócił głównie jeden, wyobrażający mężczyznę wieku już podeszłego, w mundurze, jaki w połowie XIX stulecia nosili cywilni dygnitarze rosyjscy. Z pod płaszcza zwanego „mikołajewskim“, który znów stał się modnym i za moich czasów oficerskich, wyglądał złoty kołnierz i order w kształcie gwiazdy. Twarz ogolona starannie z charakterystycznie zaczesanemi na skronie włosami — była o tyle wyrazista i pociągała szczególnie miękkim uśmiechem ust i żywością oczu.
— To on! szepnąłem, — to niezawodnie Marszałek.
W jednym z kątów pokoju spostrzegłem dosyć pokaźną szafę biblioteczną i drzewo jej było tak stoczone już przez robaki, że nawet bałbym się dotknąć... Na zapleśniałych półkach leżało w nieporządku kilka haniebnie zakurzonych książek. Dalej nieco wygodnie opierała się o ścianę nadłamana kanapa, która kształtem i stylem mogłaby przykuć oczy najwybredniejszego antykwarjusza. Widocznie były dygnitarz skupił w tym domku resztki swej dawnej, zgaszonej z dniem swej dymisji świetności. — Moją jednak uwagę pośród tych rupieci przedewszystkiem pochłaniał duży i wygodny fotel bidermajerowski. Stał tuż naprze-