Strona:Bogusław Adamowicz - Wesoły marszałek.pdf/29

Ta strona została uwierzytelniona.

włosów sterczały brwi krzaczaste i wyglądały oczy, błyszczące niewymowną błogością tych szczęśliwców, którym akurat w miarę udało się zakropić robaka. Wyraz ust rozchylonych w dobrodusznym uśmiechu podnosił jeszcze urok tej fizjognomji. Staruszek mógł mieć lat około siedmdziesięciu.
— Niech że pan siądzie, — rzekłem, widząc, że starzec chwieje się na nogach, gdy tymczasem doktór już zdążył zająć kulawe krzesło. Skorzystał z zaproszenia i upadł z rozkoszą w fotel, poczem obaj wesoło się zaśmieli...
Z pijanym trzeba być uważnym. Spostrzegłszy błyskotkę na piersi gościa, którą on zaraz wstydliwie postarał się zakryć płaszczem, zapytałem wesoło:
— Jakże się udał kotyljon?
— Jak nigdy! Jak nigdy, nic w mojem istnieniu! Z emfazą zawołał doktór.
Panna Jadwiga to dusza jasna, czysta, jak promień... I zaczął pieścić przypiętą do piersi herbacianą różę. To anioł, czy wiesz o tem, — dodał, wlepiwszy we mnie przeraźliwie wymowne spojrzenie. — Czy uwierzysz, że zamierzaliśmy wszyscy, całem towarzystwem zajechać tu do ciebie, ale tak jakoś się stało, że tylko pan Florjan dał się na to skusić... i to tylko dla tego, że ja sam się bałem... Dziwne to, prawda?
Tu zamilkł. Spojrzałem nań uważnie. Oczy