Strona:Bogusław Adamowicz - Wesoły marszałek.pdf/53

Ta strona została uwierzytelniona.

ciłem cię, by cię wydrzeć temu człowiekowi i teraz, gdy on już nie żyje, zjawia się dla nas obojga możność szczęścia. Jestem w stanie wrócić ci dawną młodość i urodę. Usiądź — oto przygotowane płótno — a namaluję cię jeszcze piękniejszą niż byłaś. Staniesz się Venus zorzanolicą! Usiądź!...
Kobieta wahała się chwilę, lecz prędko dała się namówić — i rozpromieniona wszedłszy na podjum, podług wskazówek mistrza przybierała pozę.
Mistrz odszedł ku stalugom i wykonał jakiś ruch dziwny, poczem spojrzał na nią. — Szyderczy, trupi uśmiech ust jego zmroził ją i przeraził; jednocześnie poczuła, że ziemia się pod nią osuwa. Chciała się zerwać z siedzenia, ale już było za późno... W mgnieniu oka zapadło się podjum pod podłogę — ostry krzyk rozległ się krótko i zagłuchł w głębi otworu.
Za parę chwil wróciło znów podjum na swe zwykłe miejsce; na niem stało to samo krzesło złocone, ale już puste.
Malarz tymczasem przysunął do stalug zwierciadło i długo przypatrywał się własnej twarzy. Następnie wziął pędzle i paletę i zaczął malować.
Mówiliśmy, że w miarę, jak wzrastała złowroga siła jego sztuki, artysta tracił rozgłos. Teraz już nawet wcale o nim nie mówiono. Portrety jego, imię i pracownia, poszły w niepamięć. Przyszła mu widocznie myśl przekazania potomności,