Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 12c.jpg

Ta strona została skorygowana.

żołnierz.“ Jak cała prawie rasa Suljotów, Marko Botzaris był niski, blondyn, zwinny i silny, po grecku nosił długie włosy, opadające mu na ramiona. Fizjonomia jego, równie jak charakter, miała wyraz słodyczy, energji i śmiałości, a osoba jego niewiedzieć jakiem urokiem oczarowywała każdego, który doń się zbliżył. Botzaris był bohaterem w całem znaczeniu tego wyrazu. Historja, najbezstronniejsza, zebrawszy wszystko za i przeciw, nie rzuciła najmniejszego cienia na tę postać romantyczną, którą nowsza poezja grecka otoczyła takim urokiem.
W r. 1820 Marek wylądował na wybrzeżach Chamuri z kilku set Suljotów, wróconych z wygnania. W tej epoce, Ali Pasza blokowany był w Janinie, brawując przez 12 lat wyroki śmierci, wydawane przeciw niemu przez sułtana. Oblężony przez 20.000 ludzi, pod Seraskierem Izmaelem, bronił się z całym szałem rozpaczy i nie posiadał już jak swój pałac nad jeziorem i górę Suli, gdzie wzniósł warownię najeżoną działami na miejscu słabej wieży Kiaffa. Marko Botzaris przekraczając granice Epiru, pragnął przejść jak najprędzej ku „meteczom“[1] gór Suli, w których oczekiwali go jego towarzysze. Nie sądząc, by chwila powstania Grecji dojrzała już, chciał pozostać w pośrodku między sułtanem a jego buntowniczym współzawodnikiem, i sądził, że siły obu osłabną w tej wojnie domowej. Tymczasem, chciał z góry Suli uczynić ognisko rewolucji Greckiej, tak jak to uczynili Moskale w r. 1790, ale szybki pochód wypadków uniemożebnił wykonanie tego zamiaru. Za radą sędziwego Nothi Botzaris, stryja Marka, Suljoci w liczbie 800 z dziećmi i żonami udali się do kwatery Izmaela Paszy pod Janiną, prosząc, by na ich ryzyko wolno im było zająć Suli, w których stał jeszcze silny oddział Alego Paszy. Żądali równie powrotu a nietykalności wszelkich przywilejów, jakich używali ich ojcowie. Izmael przystał na wszystko, byle pomogli mu w szturmie Prewezy, którą bronił zacięcie Wely, znany nam syn Alego. Preweza w parę dni padła pod ciosami Suljotów i M. Botzarisa, którzy upomnieli się zaraz o należną nagrodę.

Izmael[2] dla różnych wybiegów odłożył dotrzymanie obietnicy. Suljoci przebiegli a roztropni, postanowili nie brać żadnego udziału w walce, i patrząc na nią z daleka, osiedli w wiosce St. Nikolas, nad jeziorem Janiny, u stóp góry Paktoras. Ali o tem uwiadomiony, począł ich wabić ku sobie. Środek jakiego użył dla skrytości, był taki: Cały dzień kazał strzelać na biwak grecki, i wystrzelił na niego mnóstwo bomb. Żadna jednak nie wypaliła. Grecy zdziwieni tym fenomenem, rozłupali wszystkie, z razu skłoni myśleć, że to jakiś cud, znaleźli w każdej bombie kilkanaście sztuk złota i bilet od Ali Paszy, obiecujący wszystko i wzywający posłów Suljockich do siebie. Żądał, by na znak zgody zapalili trzy płomienie i zeszli ku brzegowi do Gany, kędy łódź na nich czeka. Marko Botzaris udał się zaraz z kilkoma towarzyszami. Stary lis użył wszelkich fortelów, by sobie zjednać dawnych nieprzyjaciół tak przez niego skrzywdzonych, roztworzył przed nimi firman sułtana, który polecał wygubić wszystkich chrześcijan, a najprzód Suljotów. Kapitanowie podpisali ofiarowany im układ, na mocy którego Ali oddawał im cały kraj i ofiarował zakładników.

  1. Meteczami zwą Grecy nie tylko zjawiska sferyczne, ale i szczyty gór, wyraźnie u nich bardzo utarte. [Być może w zdaniu pominięto: przedrostek „atmo-“, brzmiałoby ono wówczas: „Meteczami zwą Grecy nie tylko zjawiska atmosferyczne, ale i szczyty gór, wyraźnie u nich bardzo utarte.“ Takie uzupełnienie nadaje temu zdaniu większy sens.]
  2. Po Napoleońsku (!) (P. tł.)