Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 15b.jpg

Ta strona została skorygowana.

„Serce moje zatrzasnęło swe wrota — zamknięte jest, nie wesołe jak ongi! — Łzy uchodząc moim źrenicom, tworzą gorzkie jezioro, morzu podobne“.
„Przynieś mi żałobne szaty (mówi inna pieśń); od trzech miesięcy nie mam żadnej wieści. — Skonał — albo ja skonałam w jego pamięci!
„Ptaszyna siadła na cyprysie — i świegoce: Nie zginął — ani zapomniał. Gromi wroga w Wariades, w Systrani, w Lelowo. — Obiecał dziesięć tysięcy łbów Ali Paszy, by cię wykupić; sześć tysięcy już padło.
„Niedługo okrutnik Ali zapłacze widząc cię odjeżdżającą z orszakiem bohaterów“… i t. d.
Ostatnie słowa zdają się świadczyć o zakochaniu się wezyra w brance. O tem powzięliśmy świadectwo podania z ust jednego z pasterzy, koczujących pod wieczystemi oliwami na wzgórzach otaczających Ateny. Tylko mały okruch tej pastuszej piosnki ostał się w naszej pamięci. Świadczy on, jak Chryzeis postępowała względem groźnego Paszy:
„Nalej mi czarę — mówił jej Ali — i daj mi się zachwycać tobą, gdy ją wypróżnię.
„Chryzeis pokraśniała z oburzenia — Nie jestem twą niewolnicą bym ci nalewała czarę — jestem wnuczką prymasa — a żoną Marka Botzarisa!“
Marko, mimo całej żądzy wyparcia wroga i powrotu do rodziny, nie zdołał pokusić się o zdobycie Arty, aż w r. 1821. Oszukany wiarołomstwem Albańczyków, zmienił plan. Oblegać z małemi siły w sposób zwykły tak silne miasto, widział, że niepodobna. Znając swych żołnierzy, wolał poruszyć tę sprawę zgodnemu z ich charakterem dzikim i niepodległym, jednemu uderzeniu niespodzianemu. Porozumiał się z wodzem Akarnanji Karaiskos, który 1000 mężów obiecał, i opuścił Suli 11. listopada 1821, na czele 300 Palikarów. Liczył, że w nocy przebędzie płaszczyznę Amfilochji, i o świcie wpadnie na Turków niespodzianie, łącząc się z Karaiskosem, który miał zaatakować od strony południowej. Ten plan bohaterski nie był bez podstawy, zważywszy, jak łatwi Turcy do cofania wobec dzielnie nacierającego przeciwnika. Jak na złość pasterze tureccy, zoczywszy ruchy Suljotów, wzniecili alarm w Arta. Parę tysięcy Albańczyków pospieszyło bronić wału, pod którym płynął Inachus, i który Botzaris przebyć musiał, nimby mógł miasto opanować. Niemniej spróbował szczęścia. Mimo pogróżek wodza i uroczystej chwili, Grecy nie zaniedbali obyczajem datującym z czasów Homera, obrzucić mnóstwem obelg nieprzyjaciela przed samą bitwą. Opowiadanie o tej bitwie historyka p. Trikupi (Londyn 1856) świadczy, że im to dodawało energji. Autor maluje obie strony zarzucające się obelgami przed bitwą, jakby dla zwiększenia swej zaciekłości.
Marko, zrozpaczony, że czas na lichosławieniu schodzi, zmusił ich do walki. W tej chwili 800 jeźdźców mostem przez Inachus wpada na Suljotów, niemogących im dostać kroku. Szybko cofają się ku wiosce Mihurti i chronią się po domach. Cztery działa niszczą kruche wieśniacze siedziby, otoczone konnicą dla obławy chrześcjan. Marko z kilkoma towarzyszy biega z miejsca na miejsce, z lwią rozpaczą dowodzi obroną, wzmacnia miejsca osłabione, i szykuje ludzi z razu w nieładzie rozpierzchnionych. Bitwa ta mająca się skończyć rzezią Suljotów, trwała klika godzin, kiedy Noti Botzaris niespodziewanie napadł od drugiej strony Turków w 400 palikarów. Stary ten wiarus, sły-