Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 25b.jpg

Ta strona została skorygowana.

powtarzano jak rodzaj przysłowia. „Jeźli mnie stracicie z oczu w zawieszce, idźcie do namiotu Seraskiera — tam mnie znajdziecie“. Temi słowy porwani trzystu Palikarów dobyło miecze, a pochwy w dal odrzuciło, dając tem poznać, że postanowili tylko zwyciężyć lub zginąć; potem według obyczaju Greków, w chwilach uroczystych zawsze zachowywanego, dali sobie pocałunek pokoju. (Le baiser de la paix[1].) Noc — dzikość otaczającej natury, heroizm tych ludzi na śmierć gotowych, wszystko to nadaje bitwie pod Karpenitzi szczególną i wybitną cechę dramatyczną. Poeci i historycy spotkali w porównaniu tej bitwy z Termopylami, trzystu mężów Botzarisa z trzystą mężami Leonidasa. Marko z swymi zbliżył się ku strażom muzułmańskim o północy. Zagadawszy z albańska, udali, że są posiłkami ciągnącemi w pomoc Omerowi Briones, i zostali przepuszczeni. Weszli w środek obozu, gdzie największy spokój panował. Turcy głęboko uśpieni, ocknęli się na wrzask pierwszych ofiar Greków. Zerwali się do broni, nie wiedząc zkąd w tej ciemności grozi niebezpieczeństwo. Wodzowie byli pewni sprzeczki w armji, tak dalecy byli od przypuszczenia rzeczywistości. Jeden tylko Dżelelendi-Bey, adiutant Mustai paszy, poznał Marka Botzaris; w chwili, gdy otwarł usta, by ostrzec swoich, Suljota zamknął mu je na wieki. Korzystając z zamieszki Grecy godzili podwójnymi razy. Wkrótce Guegowie i Toxydzi wzajemnie na siebie strzelać poczęli. Przez ten czas Botzaris przedzierał się przez grupy osłupiałych żołnierzy, pytając po albańsku, gdzie namiot Seraskiera? Tak przez pomyłkę wpadł do Hagos Bessarisa, który ongi zdradził Suljotów, i tak zdradę życiem przypłacił. Pan Zampeljos opowiada w swej historji, że sam Botzaris tej nocy zgładził siedmiu wodzów tureckich. Fatalność jakaś przed jego ramieniem chroniła Seraskiera. W tem świtać zaczęło, czas upływał i Marko Botzaris ujrzał, że go wielka przestrzeń dzieli od reszty żołnierzy. Sądził, że oto czas dania hasła żołnierzom ukrytym w lasach, by uwagę wroga znów w inną stronę zwrócić i zwolnić okropne w tej chwili położenie swych Palikarów. Przyłożył do ust róg swój bojowy i weń uderzył całą mocą. Na ten dźwięk silny i dziki pojęli dopiero Albańczycy, z kim mieli do czynienia i co im groziło. Na chwilę ulegli przerażeniu z blizkości tego człowieka, którego poznali, potem hurmą nań się rzucili i razem strzelili w jego kierunku, nieświadomi sami, co czynią.
W tej chwili Kitzos Tsawellas ze swymi na głos rogu wypadłszy z lasów, pędzili z całej siły na obóz ze stromych gór Kalidromu.

W mgnieniu oka już są — już walczą. Botzaris widząc jak wróg falami następuje nań i zewsząd go otacza, rzucił się napowrót, wprzód szukając z tęsknotą Seraskiera jak najmilszego ideału. Kula ugodziła go w żywot, kiedy zmierzał ku wielkiemu namiotowi, który sądził być wodza namiotem. Nieczuły na ból, jaszcze parę kroków postąpił, ale upływem krwi buchającej w parę minut wstrzymany, ugiął jedno kolano, by się podeprzeć. „Do mnie bracia!“ zawołał, czując się śmiertelnie ugodzonym — siły jego uchodziły — słońce poczynało wschodzić. Już omglonym wzrokiem, z ostatnim krzykiem szczęścia, dojrzał wielki mąż żołnierzy swoich gromiących zewsząd wroga, który uchodzić zaczął. Tu dopadł go brat jego Kosto (Konstanty), próżno go dotąd szukający. Nie mógł wymóc na nim,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Le baiser de la paix. — Pocałunek pokoju.