Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 33b.jpg

Ta strona została skorygowana.

z tegoż powodu nie będziemy towarzyszyli w licznych utarczkach, jakie wciąż z rozmaitem szczęściem i skutkiem miewał z Turczynami przez dwa lata, aż do 1827 roku, w którym nieszczęsne wyspy napadane, dziesiątkowane, wycinane i łupione bez ustanku i miłosierdzia ludzkiego, byłyby musiały mimo czynów obrony, któreśmy widzieli, upaść pod brzemieniem okrucieństwa; gdyby Francja, Anglia i Moskwa (chcąca Turcję osłabić i w skutku obalić) nie były się „wreszcie“ porozumiały w celu wydarcia Morei szponom ambitnym Ibrahima paszy. Wiadomo, jak bitwa pod Nawarino w kilka godzin zniweczyła flotę turecką.


II.

Helleni, wybawieni prawie od barbarzyńców, o mało przez nieszczęśliwe sprzeczki, do których mają pełną krzykactwa skłonność, przez nieszczęścia niewoli spotęgowaną, o mało nie postradali i sławy i owoców tyloletnich bohaterskich zapasów. Dowiódłszy, że nie uronili nic z patrjotyzmu praojców, dowiedli niestety, że odziedziczyli także ich błędy. Małe prowincje Grecji przedstawiały ów obraz waśni wzajemnej, jaki tak często widziano w małych, współzawodniczących rzeczypospolitych. (Wielki i straszny przykład dla innych narodów, co przebywają te koleje). Rumeljoci i Peloponezjanie, nie mając już sposobności ku przelewaniu krwi własnej i gromieniu wzajemnego wroga, poczęli wzajemnie uważać się za obcych sobie i cudzych ludzi, i bandy koczownicze z wojny pozostałe, jednych i drugich, nieraz krwawo się ścierały dla błahych powodów. Wodzowie najsłynniejsi nie tylko męstwem ale i zaparciem osobistem, poczęli kłócić się o władzę — i o wstydzie! doczekano, że taki Griwas, broniący dzielnie warowni Palameda, zużył resztki prochu i kul na wroga niewystrzelanych, przeciw osobistemu wrogowi Stratos, który w pobliżu portu zajmował mały fort Itsch-Kale.
Co do wysp, obaczymy później, jak utraciły przez niezgodę te święte ogniwa miłości współplemiennej, które zawsze łączyły ich z sobą w nieszczęściu. (Dok. n.)