Dnia 8 lipca zebrała się na dworcu przemyskim o godzinie 4 rano „wybrana“ trzynastka, a więc ilość, która stanowczo zapewniała powodzenie. Ja byłem czternasty. Mieliśmy koleją zajechać do Jaremcza, ażeby następnie używając już wyłącznie tylko naturalnych sposobów przenoszenia się z miejsca na miejsce, przebiegać wytyczoną na mapie linją mało odwiedzany, a tak piękny swą pierwotnością zakątek wschodnich Karpat.
Ostatni sygnał odjazdu, życzenia powodzenia i pogody przybyłych na dworzec przyjaciół, spiew, w którym była młodość i wszystko rwąca siła i rozpoczęła się awanturnicza na każdy sposób wyprawa.
W Jaremczu mieliśmy stanąć wieczorem, gdzie nad potokiem Żonki naznaczony był pierwszy obóz. Dłużyła się więc nam jazda koleją coraz bardziej w miarę, jak na jedno miejsce w przedziale przypadało coraz więcej podróżnych, a usłużny i dobrze wychowany konduktor, wciąż nowych zapraszał